Ostatniego dnia czerwca, na przekór letniej aurze, chce państwa uwagę zwrócić na styczniowego patrona.
Ostatniego dnia czerwca, na przekór letniej aurze, chce państwa uwagę zwrócić na styczniowego patrona. January. Imię ze wszech miar paradoksalne dla kogoś, kto urodził się we wrześniu roku 1702 w Neapolu. Jednak jak się dobrze przyjrzeć to w całej jego historii aż roi się się od takich sprzeczności. Na przykład chłopiec ten, jako syn barona, jest obłędnie bogaty z domu, a mimo to skromny i staranny w nauce. Już jako 14-latek dochodzi do wniosku, że chce być jezuitą, a mimo to z woli ojca zostaje adwokatem. Jako utalentowany doktor prawa cywilnego i kanonicznego nie udziela się jednak tylko w palestrze. Z uwagi na swoje zalety zostaje przyjęty do Zgromadzenia Rycerzy Zawodów Prawnych i Medycznych, a jedną z zasad tego stowarzyszenia jest odwiedzanie chorych w tzw. Szpitalu Nieuleczalnych w Neapolu. Mamy więc prawnika, który posługuje chorym i któremu ta posługa przypomina o nastoletnim pragnieniu serca, by służyć Bogu. Co więcej, gdy wychodzi ze szpitala i wraca na salę rozpraw, to zamiast na oskarżonych, których trzeba bronić w majestacie prawa, trafia na świętego adwokata, który tak jak i nasz January myśli o tym, by swoje życie oddać Bogu w potrzebujących pomocy ludziach. Te spotkania sprawią, że po 6 latach prawniczej praktyki, licząc sobie już 26 lat, January poprosi o przyjęcie do seminarium w Neapolu i w roku 1732 otrzyma święcenia kapłańskie. Czy jednak przyłączy się do swojego przyjaciela z czasów prawniczych, Alfonsa Marii Liguoriego, który w międzyczasie założył Zgromadzenie Najświętszego Odkupiciela, czyli wspólnotę redemptorystów? Nie, bo jego neapolitański przełożony, kardynał Pignatelli, wyznaczy go na stanowisko dyrektora ds. nauczania religii w parafii świętych Franciszka i Mateusza w dzielnicy hiszpańskiej. Bohater naszej dzisiejszej historii będzie więc w duchu posłuszeństwa odwiedzać i katechizować starszych ludzi w hospicjum, osadzonych w więzieniu i chorych w szpitalu w dokach. Będzie też pod wielkim wrażeniem tego, że w dużym katolickim mieście są nadal takie miejsca, gdzie bieda - ta materialna i ta duchowa - jest wprost porażająca. To doświadczenie będzie dla niego tym bardziej dojmujące, im wyższe miejsce zajmował do tej pory w społecznej hierarchii miasta. I tak oto chłopak z bogatego domu, świetnie wykształcony i skromny w obejściu, stanie się kapłanem i katechetą ulicy, który u boku św. Alfonsa Marii Liguoriego, jako jeden z pierwszych redemptorystów, przemierzał będzie miasta i wioski południowych Włoch, mówiąc prostym i zrozumiałym językiem o Bogu. Będzie także występował przeciwko wykorzystywaniu dzieci do ciężkiej fizycznej pracy i stanie w obronie kobiet zmuszanych do prostytucji, co sprawi, że bardzo narazi się półświatkowi z Neapolu i okolic. Nasz January nie umrze jednak w wyniku zamachu, tylko z powodu słabego zdrowia 30 czerwca 1744 roku. Czy wiecie państwo kogo wspomina dzisiaj Kościół? Januarego, to jasne. Tylko którego, bo w historii było ich kilku. Otóż tego, który ani nie urodził się, ani nie umarł w styczniu, a jego życie niezwykłymi wirażami prowadziło go wprost do celu – czyli do nieba. Dzisiejszy patron to bł. January Maria Sarnelli.