Z jednej strony 58 tysięcy Francuzów, z drugiej tyle samo Austriaków. Gdzie te dwie armie się spotkały?
Z jednej strony 58 tysięcy Francuzów, z drugiej tyle samo Austriaków. Gdzie te dwie armie się spotkały? Na terenie Włoch, pod Magentą. Był 4 czerwca 1859 roku. Trwająca cały dzień bitwa zmusiła wojska Austriackie do wycofania się na z góry upatrzone pozycje, a Francuzom pozwoliła zająć pobliski Mediolan, do którego wraz z Napoleonem III uroczyście wjechał też przyszły król Zjednoczonego Królestwa Włoch, Wiktor Emanuel II. Tyle wielkiej polityki, bo na placu boju zostało ponad 12 tysięcy rannych i zabitych. Za 20 dni dojdzie pod Solferino do jeszcze krwawszej bitwy, która pozostawi po sobie 20 tysięcy rannych. To od tej bitwy zacznie się historia Czerwonego Krzyża i pomocy humanitarnej, tymczasem pod Magentą ranni pozostawieni są na łaskę nielicznych sanitariuszy i mieszkańców Mediolanu. Pośród nich znajdzie się także i on, młody pracownik banku, który na ochotnika zgłasza się do pomocy przy transportowaniu rannych do wojskowych szpitali. Ogrom ludzkiego cierpienia wstrząśnie nim do żywego, ale go nie załamie. Czy dlatego, że widział już tak wiele zła? Nie, on po prostu w tym morzu cierpienia dostrzega swoje powołanie – widzi bowiem jak wiele dobra i profesjonalnej medycznej pomocy niosą wszystkim potrzebującym, uwijający się pośród nich bonifratrzy. I pod wpływem tego właśnie doświadczenia, nasz młody urzędnik bankowy rzuca dobrze rokującą pracę i pisze prośbę o przyjęcie go do Zakonu Szpitalnego św. Jana Bożego. Ma 19 lat i chce do końca życia służyć chorym. Chcieć to jedno, a umieć to robić, drugie - dlatego ładnych parę lat zajmują mu studia pielęgniarskie i teologiczne. Po ich odbyciu zostaje jednak przez bonifratrów wysłany w świat człowiek świetnie rozumiejący swoje zakonno-szpitalne powołanie. A zadanie jakie dadzą mu przełożeni będzie należało do grupy tych najtrudniejszych – ma bowiem wyruszyć do Hiszpanii, kolebki Zakonu Szpitalnego, by odbudować to, co zostało niemal doszczętnie zniszczone przez lata walk politycznych i otwartej niechęci wobec zakonów. Jest rok 1867, gdy nasz dzisiejszy patron pojawia się w Barcelonie bez grosza przy duszy, za to z misją odnowy bonifratrów. Uzbrojony jedynie w dobroć, ogromne zdolności organizacyjne i silny charakter już po kilku miesiącach otwiera tam pierwszy szpital dziecięcy, który zapoczątkuje niezwykłe dzieło odbudowy. Przez 36 lat niestrudzenie, będzie opuszczał Hiszpanię i do niej wracał, uciekał przed wrogami i zawiązywał sojusze pozwalające na dalszą pracę, a wszystko po to, by rok po roku liczba nowych instytucji szpitalnych i opiekuńczych wzrastała, a tym samym, by pomoc docierała do wszystkich potrzebujących. I to potrzebujących nie tylko w Hiszpanii, ale też Portugalii, Meksyku i miastach Nowego Świata. Święty, o którym mowa, przyczyni się do powstania wyjątkowego dzieła, specjalizującego się w opiece nad chorymi umysłowo kobietami. Poprowadzi je w Ciempozuelos żeńska gałąź bonifratrów, to jest Siostry Szpitalne od Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kto tego wszystkiego dokonał? Zmarły w opinii świętości 24 kwietnia 1914 roku Anioł Herkules Menni, którego Kościół wspomina pod imieniem zakonnym Benedykt. Św. Benedykt Menni.