"Na prowincji rodzice poświęcają jedno dziecko by uratować rodzinę". O dramatycznej sytuacji najbiedniejszych, w związku z koronawirusem w Kenii, mówi Radosław Malinowski, szef organizacji HAART, pomagającej ofiarom handlu ludźmi.
Choć w Kenii przypadków koronawirusa nadal przybywa (na dzień 11 lipca w kraju odnotowano 9448 przypadków i ponad 160 zgonów) od wielu dni oczekiwano na decyzję prezydenta znoszącą ograniczenia w związku z Covid.
We wtorek, 7 lipca, weszły w życie nowe rozporządzenia. Zniesiony został - początkowo na 21 dni - zakaz opuszczania dotąd odizolowanych regionów kraju:
Zgromadzenia religijne mogą odbywać się w ilości do 100 osób, z zastrzeżeniem, iż nie mogą w nich uczestniczyć dzieci poniżej 13 roku życia, oraz osoby powyżej 58 roku życia. Transport lotniczy wewnątrz kraju uruchomiony będzie od 15 lipca, loty międzynarodowe od 1 sierpnia.
Tyle dane. A jak na tym tle wygląda sytuacja zwykłych ludzi, w tym podopiecznych organizacji HAART, niosącej pomoc ofiarom współczesnych form niewolnictwa?
Rehema Baya/HAART Kenya- Nairobi – stolica kraju – było do tej pory otoczone kordonem sanitarnym, gdzie nikt nie mógł wjechać ani wyjechać. Dla tych co znaleźli się po niewłaściwej stronie policyjnej blokady kolejny dzień stał się walką o przetrwanie - mówi Radosław Malinowski, twórca tej jedynej w Kenii organizacji pomagającej kompleksowo ofiarom handlu ludźmi.
- Biedni ludzie, pracujący po 12 godzin dziennie, a zarabiający śmiesznie mało, bo nawet po 2 dolary za dniówkę nie mają odłożonych na czarną godzinę oszczędności. A ta się właśnie zaczęła. Nic więc dziwnego, że od zarazy ludzie bardziej obawiają się głodu, który i tak już zaczął zabijać. Na razie najmniejszych, najmniej dostrzegalnych - nowonarodzone dzieci, osoby starsze, gdzieś głęboko po wsiach, najmłodszych w wielodzietnych rodzinach, których statystyki najczęściej nie objęły - zwraca uwagę szef HAART.
Dramat dotyczy m.in. mieszkańców slumsów: bez pracy, bez oszczędności, bez kawałka ziemi, gdzie można by coś zasiać…
- Kiedy w kraju takim jak Kenia rząd nie planuje (po części nie chce, po części nie może) żadnych programów pomocowych, zamknięcie granic, zakaz handlu czy blokada stolicy od razu oznacza widmo głodu, przestępczości i desperacji. Dlatego rząd podjął decyzję o zniesieniu części obostrzeń. Otwierane są parki narodowe, restauracje, w powietrzu czuć rozprężenie, jakby najgorsze było już za nami... - mówi Malinowski.
Tymczasem sama pandemia wciąż dotyka kolejne osoby i... przyspiesza.
- Kolejne tygodnie to kolejne rekordy zarażonych wirusem. Dzień za dniem, liczby nieubłaganie rosną. Każdy dzień to nowy rekord zakażeń. W czwartek było to 447 i to przy relatywnie niskiej liczbie (3800) testów W piątek już 473 - wylicza Malinowski.
Rehema Baya/HAART KenyaPodkreśla, że "pandemia budzi też stare demony" z którymi organizacja stara się walczyć od początku, kiedy powstała (rok 2010). Chodzi o przymusowe małżeństwa, często jeszcze dzieci.
- Na prowincji rodzice poświęcają jedno dziecko by uratować rodzinę. Za finansową gratyfikację decydują się na zmuszenie swoich córek do małżeństwa. Stracona córka, zmuszona do małżeństwa jako druga i trzecia żona da dochód, który pozwoli reszcie rodziny przetrwać do lepszych czasów. Nie wiadomo co się dzieje w umyśle takich dzieci (które mogą mieć nawet 10 lat). Czy buntują się do końca i starają uciec od noża (rytuał zamążpójścia jest zazwyczaj poprzedzony obrzezaniem – brutalnym okaleczeniem), czy też godzą się z losem wiedząc że ich ofiara uratuje młodszego braciszka czy siostrę... - mówi Malinowski.
Wskutek kryzysu spowodowanego koronawirusem, po pomoc do HAART zwracają się też osoby, którym kiedyś organizacja pomogła rozpocząć nowe życie, po traumie jakiej doświadczyli będąc wykorzystywanymi przez handlarzy ludźmi.
- Wracają, zrozpaczeni utraconą pracą, często zagrożeni eksmisją, czy po prostu po spędzeniu kilku dni bez jedzenia. Proszą o posiłek, pomoc w opłaceniu czynszu, czasami lekarstwa. Taka nasza mała humanitarna katastrofa, która nigdy nie przebije się do polityki czy nawet mediów - uwrażliwia Malinowki.
Przyznaje, że nigdy nie byli przygotowani na taką sytuację.
- Nasi oficjalni partnerzy rozkładają ręce, oni też przecież mają fundusze do rozliczenia, a tam nie ma pozycji: zakup jedzenia czy opłata za czynsz. A pomóc przecież trzeba. Bo inaczej – co zostanie z naszego człowieczeństwa?
Więcej o HAART oraz możliwościach pomocy na: https://haartpoland.org/
Facebook: https://www.facebook.com/haartpoland/