Dzisiejszy święty to patron. Ale patron nie byle jaki, bo inkwizycji.
Dzisiejszy święty to patron. Ale patron nie byle jaki, bo inkwizycji. Zanim jednak państwo się oburzycie na sam pomysł, że inkwizycja miała patrona i to takiego, którego po dziś dzień wspominamy jako świętego, maleńkie sprostowanie. Mówimy o Inkwizycji Rzymskiej, powołanej przez papieża Grzegorza IX w 1231 roku, a nie Hiszpańskiej, która w XV wieku została stworzona z woli kolejnych królów dla realizacji ich politycznych celów. Zresztą możemy tutaj oddać głos jednemu z dominikańskich historyków, który swego czasu pisał: "Przypomnijmy, że zasadniczym motywem tej, tak szokującej nas dziś działalności, była intencja duszpasterska. Inkwizycja nie była przede wszystkim "policją wiary", jak ją się czasem nazywa. Jej zasadniczym celem nie była ochrona kościelnego credo (…) [ale to by] przekonać heretyka o niezgodności jego wierzeń z wiarą chrześcijańską i go nawrócić, choćby się to miało dokonać przez zbawienną obawę kary, która - jak to sobie wyobrażano - miała skłonić do opamiętania. Z drugiej strony, w działalności inkwizytorów nadal dużą rolę odgrywało kaznodziejstwo. W interesującym nas okresie "kaznodziejstwo generalne" było swego rodzaju misją pojednania, a najróżniejsze zabiegi "czasu łaski", które podejmowano w pierwszym etapie procedury inkwizycyjnej, posiadały niezaprzeczalną wartość duszpasterską. Miały one ostrzec wahających się, oczyścić wiarę nieświadomych błędów, wzmocnić ją u wiernych i wzbudzić niepokój sumienia nieprzychylnych Kościołowi. We wzmiankach o niejednym inkwizytorze podkreśla się, że był on wielkim kaznodzieją. Tych zalet wymagano od niego nieprzypadkowo". Tyle ojciec Vicaire, dominikanin. A jak to było z dzisiejszym patronem inkwizycji? Po pierwsze, urodził się w Weronie pod koniec XII stulecia, w rodzinie dotkniętej wpływami katarów. Czyli miał swój własny pomysł na Kościół, co jednakże w tamtym czasie w Italii, nie było niczym odosobnionym. Niebezpieczeństwo tej sytuacji, czy wręcz jej heretyckość zaczynała się wtedy, gdy próba realizowania owych wizji odnowy Kościoła dokonywała się poza, a wręcz w kontrze do jego nauczania. Po drugie, na szczęście nasz dzisiejszy święty miał nie tylko swój pomysł na Kościół, ale także pragnął go lepiej poznać. Ruszył więc na studia do Bolonii i tu – to trzeci ważny element jego życiorysu - spotkał się z dominikanami. Ze wspólnych rozmów, dyskusji, a nawet sporów o wiarę zrodziło się najpierw nawrócenie, a następnie powołanie naszego dzisiejszego świętego. Mówię powołanie, bo wstąpił do dominikanów i w rodzinne strony wrócił już jako zakonnik i kaznodzieja. Nie wrócił oczywiście od razu tylko po latach, jako przeor klasztoru w Como i świeżo ustanowiony przez papieża inkwizytor dla okręgów Mediolanu i Como, w których środowiska katarów doskonale poznał za młodu. Jednak jego dawni współbracia w wierze, nie zapomnieli mu jego zdrady. Gdy po Wielkanocy roku 1252 wracał z klasztoru do Mediolanu został napadnięty przez wynajętych zbirów i zamordowany. Umierając, swoją krwią napisał na drodze "Credo" – "Wierzę". Kto taki? Św. Piotr z Werony, pierwszy męczennik Zakonu Dominikańskiego. A ponieważ zaczęliśmy dzisiaj od Inkwizycji Rzymskiej, to na niej także skończmy, bo historia zabójcy naszego patrona jest tutaj znacząca. Otóż Karino, człowiek, który zamordował św. Piotra z Werony, wkrótce po tym wydarzeniu nawrócił się, wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego i został bratem konwersem. On też umarł w opinii świętości.