Dziennikarze powołują się na badania organizacji pozarządowej z Wiednia, która publikuje mapę sugerującą, że zanieczyszczenie pochodzi z Rosji.
Sprawę - jak pisze włoski "Il Fatto Quotidiano" - badają specjaliści z organizacji CTBTO (Comprehensive Nuclear-Test-Ban Treaty Organization), którzy wykryli wyższy niż zwykle poziom izotopów z rozszczepiania jądrowego pomiędzy
Mapa, którą na Twitterze zamieścił Lassina Zerbo, rzecznik pozarządowej organizacji CTBTO z Wiednia. Lassina Zerbo /TT
Dmitri Peskow, rzecznik Władimira Putina, odrzuca w kilku słowach podejrzenia w stosunku do Rosji dotyczące wzrostu radioaktywności na północnym wybrzeżu Bałtyku pomiędzy Finlandią, Szwecją i Norwegią: "Mamy absolutnie zaawansowany system monitoringu promieniowania i nie ma żadnych alarmów o awarii. Nie znamy źródła tej informacji".
Specjaliści z CTBTO wykryli poziom izotopów wytwarzanych przy rozszczepianiu atomowym wyższy niż zwykle, ale nie niebezpieczny. CTBTO to organizacja pozarządowa, która monitoruje światową umowę o zakazie eksperymentów atomowych. Jej eksperci stwierdzili, że izotopy mogą pochodzić z zachodniej Rosji i mogą być produktami rozszczepiania atomowego.
Powietrze zawiera izotopy cezu 124, cezu 137 i rutenu 103; wszystkie trzy związane są z rozszczepianiem jądrowym. Dla ekspertów są to poziomy radioaktywności "pochodzenia ludzkiego", nawet jeśli "nie niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia". Zostały wykryte w Sztokholmie 22 i 23 czerwca, w środkowej części Szwecji, na północnym krańcu Danii, w środkowopołudniowej Finlandii, w Estonii, na Łotwie, a także w części granicznej północno-zachodniej Rosji, włączając Sankt Petersburg.
Rzecznik mającej siedzibę w Wiedniu CTBTO Lassina Zerbo usuwa wszelkie wątpliwości dotyczące zanieczyszczenia: "Są to z pewnością produkty rozszczepienia jądrowego, najprawdopodobniej pochodzenia cywilnego. Jesteśmy w stanie ustalić prawdopodobny region pochodzenia, ale do zlokalizowania dokładnego położenia CTBTO nie jest upoważniona" - tłumaczy na Twitterze, nie wskazując Rosji, ale publikując jasną mapę.
I podczas gdy D. Peskow stara się odeprzeć jakiekolwiek podejrzenia, rosyjska firma zarządzająca elektrowniami jądrowymi Rosenergoatom wyjaśnia także, że nie doszło do żadnego wypadku w żadnym z jej zakładów na północnym zachodzie kraju - ani w Sankt Petersburgu, ani w Koli, które pracują normalnie i nie zarejestrowały żadnych wycieków radioaktywnych. "Nie odnotowano żadnych anomalii w elektrowniach jądrowych Leningradskaja i Kolskaja" - zapewnia rzecznik firmy, cytowany przez rosyjskie agencje.
Nie stwierdzono także żadnych anomalii w elektrowniach jądrowych w Szwecji i w Finlandii.