Wszystko wskazywało na to, że zostanie lekarzem, i do takich studiów się przygotowywał, jednak cichy głos w jego sercu zadawał pytanie: a może zostałbyś kapłanem? Bp Mieczysław Cisło postanowił na nie odpowiedzieć.
Od jego święceń kapłańskich, które otrzymał 14 czerwca 1970 roku z rąk bp Piotra Kałwy, mija właśnie 50 lat.
Jego rodzinny dom w ziemi krasnobrodzkiej był początkiem wiary. To tutaj uczył się pacierza, widział rodziców, którzy Pana Boga traktowali z wielką miłością i oddaniem.
- Moi rodzice oboje byli wierzący, choć mama bardziej to okazywała. Ojciec był racjonalistą i potrafił dostrzec także krytyczne rzeczy, jakie działy się w kościele, ale nie znaczy to, że był daleki od Pana Boga. Przeciwnie. Dziś, świętując podwójny jubileusz 75 lat życia i 50 lat kapłaństwa, mogę powiedzieć, że to właśnie rodzinny dom kształtował moją wiarę - wspomina bp Mieczysław Cisło.
Pobożność wpisana była w życie najpierw małego Mietka, a potem coraz starszego Mieczysława. Wzrastał w kręgu oddziaływania trzech ważnych dla niego kościołów, gdzie szczególne miejsce miała Matka Boża. Pierwsze to sanktuarium w Krasnobrodzie, gdzie obraz Matki Bożej odbierał wielką cześć, co zresztą nie zmieniło się do dziś. Tam na dzień odpustu szły całe rodziny z okolicy, by się modlić i wspólnie świętować.
- Parafialny odpust to było ważne wydarzenie, nie tylko religijne, ale i rodzinne, bo wtedy był uroczysty obiad i towarzyskie spotkania z krewnymi. Dla mnie jako dziecka był to dzień szczególny i wyjątkowy - opowiada bp Mieczysław. Drugie ważne miejsce to parafia w Tarnawatce i tamtejszy obraz Matki Bożej, który jest piękną ikoną z czasów, kiedy budynek ten należał przez kilka wieków do cerkwi greckokatolickiej w Werechaniach. - Losy tarnawackiej świątyni są zawiłe, ale obraz Matki Bożej odbiera tu od 100 lat wielką cześć. Ja sam z wielką radością modliłem się przed nim i już jako mały chłopiec chętnie uczęszczałem na nabożeństwa w tej sąsiedniej parafii, oddalonej od domu o
To tam, podczas pewnych rekolekcji, usłyszał stwierdzenie rekolekcjonisty, że jeden z obecnych chłopców zostanie kapłanem. Wówczas wcale nie wziął tego do siebie. Mając ok. 13 lat ,nie zastanawiał się nad swoją dalszą przyszłością. Te słowa jednak powróciły do niego po latach, kiedy zastanawiał się nad wyborem studiów.
- Nie byłem nigdy ministrantem, choć moja rodzina wspomina, że jako mały chłopiec bawiłem się w księdza. Pamiętam nawet, że będąc w liceum w Tomaszowie Lubelskim, gdzie znajduje się także sanktuarium maryjne - trzecie ważne dla mnie miejsce, zostałem poproszony przez księdza, by służyć do Mszy, ale odmówiłem. Nastawiony byłem raczej na studia medyczne i na tę uczelnię złożyłem papiery - mówi bp Mieczysław. Jednak czas rozeznawania życiowej drogi i przygotowań do egzaminów na studia ciągle przynosił pytania, czy to na pewno jest właściwy kierunek.
– Tak się wtedy składało, że spotykałem różnych kapłanów i rozmawiałem z nimi. W końcu jeden zapytał mnie wprost, czy nie myślę o seminarium. Doradził, bym spróbował, czy ta droga nie jest dla mnie. Tak zrobiłem. Zabrałem papiery ze studiów medycznych i przeniosłem na KUL, nikomu nic nie mówiąc. Pamiętam, że spotkałem na Alejach Racławickich w Lublinie moje koleżanki z klasy, które podbiegły do mnie z wiadomością, że nie ma mnie na liście studentów. Powiedziałem im, że owszem, jestem na liście, tylko tyle, że nie medycyny, a studentów teologii - wspomina jubilat.
Więcej o bp Mieczysławie będzie można przeczytać w 25. numerze "Lubelskiego Gościa".