Zacznijmy dzisiaj od słów, które wypowiada kapłan w Pierwszej Modlitwie Eucharystycznej.
Zacznijmy dzisiaj od słów, które wypowiada kapłan w Pierwszej Modlitwie Eucharystycznej, już po przeistoczeniu: „Również nam, Twoim grzesznym sługom, ufającym w Twoje miłosierdzie, daj udział we wspólnocie z Twoimi świętymi Apostołami i Męczennikami: Janem Chrzcicielem, Szczepanem, Maciejem, Barnabą, Ignacym, Aleksandrem, Marcelinem, Piotrem...” i tu się zatrzymajmy. Dlaczego? Bo właśnie padły w Kanonie Rzymskim, czyli niezwykle podniosłej modlitwie Kościoła, imiona dzisiejszych świętych – Piotra i Marcelina. Wymieniani są w sposób szczególny, czym sobie na to zasłużyli? Czcią, jaką otaczano ich męczeńską śmierć, bo o ich życiu wiemy niewiele – tyle tylko, że Marceli był rzymskim kapłanem, a Piotr egzorcystą, bo pod koniec III wieku i na początku IV funkcja ta była osobną posługą w Kościele. 2 czerwca roku najprawdopodobniej 304, w czasie prześladowań za cesarza Dioklecjana, obaj zostali zadenuncjowani jako chrześcijanie, umęczeni i skazani na śmierć. Ale ponieważ władze Rzymu dostrzegły, że ich stracenie wiązałoby się z ryzykiem oddawania czci ich szczątkom, Serwerus, miejski rajca, wydał katu rozkaz, by obu stracono poza miastem. I tak Doroteusz, bo takie imię nosił ów kat, wyprowadził Piotra wraz z Marcelinem do lasu za murami Rzymu i nakazał im wykopać sobie grób, a sam czekał aż zakończą tę pracę. Okazało się, że ta dodatkowa tortura, którą im w ten sposób zadał, była dla niego błogosławieństwem. Jak to możliwe? Bo spędził z nimi dobrą godzinę i miał w tym czasie okazję przyglądać im się oraz ich słuchać. A oni byli spokojni, wręcz w jakiś przedziwny sposób nawet radośni i nie przestawali mówić o tym swoim Chrystusie. Chrystus to, Chrystus tamto. Gdy skończyli kopać, nie stawiali oporu, tylko skłonili głowy i stracili je od wprawnego cięcia miecza Doroteusza. Pomocnicy kata zasypali dół i co? Czy historia św. Piotra i Marcelina tutaj się skończyła, jak życzył sobie Serwerus? Oczywiście nie. Szczątki męczenników odnalazły bowiem dwie pobożne kobiety, Lucylla i Firmina, i pochowały je w pobliżu grobu św. Tiburtiusza na Via Labicana, w katakumbach nazwanych później imieniem Marcellina i Piotra. Obaj zażywali zresztą takiej czci w Rzymie, że niedługo później, gdy edykt mediolański wprowadził wolność wyznania wiary w całym Cesarstwie Rzymskim, sam cesarz Konstantyn Wielki wystawił na ich grobie bazylikę, w której złożył ciało swojej matki, św. Heleny. Jakby tego było mało, na chrześcijaństwo nawrócił się także i sam Doroteusz, i to on opowiedział o ostatnich chwilach życia św. Marcelina i Piotra, co skrzętnie odnotował papież, św. Damazy, który również swoje nawrócenie zawdzięczał świadectwu ich wiary. Opis tego zdarzenia, za jego sprawą, stał się tekstem epitafium wyrytym na płycie nagrobnej, skrywającej szczątki obu męczenników i tak przetrwał w odpisach do naszych czasów. A kto św. Marcelina i Piotra wprowadził do tekstu Modlitwy Eucharystycznej? Inny papież, Wigiliusz, co miało miejsce w połowie VI wieku i od tego czasu ich imiona niezmiennie przywoływane są po dziś dzień w czasie Mszy św.