Jego imię po łacinie znaczy tyle, co kędzierzawy, ale na przedstawiających go obrazach naszym oczom ukarze się raczej łysy kapucyn w znoszonym habicie.
Jego imię po łacinie znaczy tyle, co kędzierzawy, ale na przedstawiających go obrazach naszym oczom ukarze się raczej łysy kapucyn w znoszonym habicie. Czyżby więc imię, które sobie wybrał zostając zakonnikiem, było nietrafione? Ani trochę. Przecież, gdy oddawał się Bogu na wyłączność, miał raptem 25 lat i zwyczajem uczniów św. Franciszka z Asyżu bujny zarost. Także i później dzisiejszy patron nie miał zbyt dużo czasu na strzyżenie włosów i brody, które mogły być kędzierzawe. W końcu w kolejnych klasztorach pełnił posługę szewca, ogrodnika, a w końcu najdłużej – bo nieprzerwanie przez niemal 40 lat – kwestarza w domu zakonnym w Orvieto. A zajęcie to wcale nie należało do łatwych, bo w połowie XVIII stulecia kwesta na potrzeby współbraci polegała nie na zbieraniu pieniędzy, tylko darów – jedzenia i wina, które w tamtym czasie było powszednim napojem. Tak więc nasz dzisiejszy patron codziennie wyruszał na ulice miasteczka objuczony torbą i dużą butlą, które nazywał swoim krzyżem. Ale gdy ludzie mu współczuli zwykł mawiać: „ten krzyż jest ze słomy w porównaniu z tym, który dźwigają świeccy. Nie da się ich wręcz porównać, gdyż krzyże, które dźwigają świeccy, są niczym z żelaza, są podobne do krzyża, jaki niósł Chrystus”. I tutaj chyba najbardziej jego zakonne imię odnalazło swoje właściwe znaczenie – bo człowiek ten nie został zapamiętany z uwagi na swoje kędzierzawe włosy, tylko bujne życie wewnętrzne, któremu dawał wyraz w krótkich rymowanych sentencjach, powiedzonkach i aforyzmach. Były one tak popularne, że przeszły do języka potocznego całego regionu Orvieto. Potwierdził to proces beatyfikacyjny, który został zamknięty w roku 1806 – przez pół wieku od śmierci tego kapucyna ludzie na ulicach miast i wsi powtarzali jego „powiedzonka i maksymy”, a współbracia nieraz opierali swoje kazania wychodząc do rozważań właśnie od nich. Wychodzi więc na to, że choć nigdy nie był kaznodzieją, to bohater tej historii stał się nim chodząc od drzwi do drzwi i prosząc o wsparcie dla klasztoru. A to w czasie wielkiego głodu ktoś usłyszał od niego: „Boża Opatrzność myśli o nas bardziej niż my sami”, a to znowu komuś innemu, za bardzo przywiązanemu do ziemskich marności, przypominał: „Każdego dnia jedna z nich przemija”. Chorym i targanym niepokojem dodawał odwagi, mówiąc: „Cierpienie jest krótkie, ale chwała wieczna”, Temu, kto okazywał mu współczucie z powodu cierpienia, radośnie odpowiadał: „Kiedy masz cierpieć dla miłości Boga? Gdy już będziesz martwy?”. Często napominał: „Do nieba nie jedzie się karocą”, „Niebo nie jest dla leniwych”, albo „Do nieba nie wchodzi się w pantoflach”. Przez 72 lata jego życia, tych złotych myśli zebrało się całkiem sporo, ale równie dużo uzbierało się też cudów za jego wstawiennictwem. Bo dzisiejszy patron miał wyjątkową relację z Maryją, która nazywał Panią Matką. Gdy więc chodził kwestując na rzecz współbraci, ludzie często razem z darami dla klasztoru oddawali mu swoje smutki i trudności, by to on przedstawił je Matce Bożej. Odpowiadał wtedy: „Dajcie mi trochę czasu na rozmowę z Panią Matką, a potem wróćcie”, albo: „Wyślę memoriał do mojej Pani Matki i zobaczymy, co odpisze”. Czy wiecie państwo, kto został w ten sposób zapamiętany? Zmarły 19 maja 1750 roku święty Kryspin z Viterbo, gdzie się urodził.