Klik i załatwione. Klik i jesteśmy na drugim końcu świata. Klik i wszystko dzieje się od ręki. Czasem w ułamku sekundy, a czasem w sekund kilka
Klik i załatwione. Klik i jesteśmy na drugim końcu świata. Klik i wszystko dzieje się od ręki. Czasem w ułamku sekundy, a czasem w sekund kilka. Co prawda tendencja ta liczy sobie raptem ćwierć wieku, ale tak się do niej przyzwyczailiśmy, jakby nigdy nie było inaczej. Jakby wszystko na świecie zawsze działo się błyskawicznie, o ile tylko internetowe łącze i procesor wytrzymają. I w tej perspektywie codzienne wspomnienia świętych są wprost bezcenne – przywracają nam bowiem nieustannie prawdziwą perspektywę naszego życia. I w sensie wertykalnym, bo żyjąc na ziemi zmierzamy do nieba, i w sensie horyzontalnym, bo ta ziemska wędrówka zajmuje czas. Czasem mamy go dużo, czasem mało, ale zawsze musi upłynąć, by coś się dopełniło. Taka na przykład ewangelizacja Szwecji. Całe wieki nie dociera do niej Dobra Nowina, potem około roku 829 dociera do szwedzkiej miejscowości Birka jeden zakonnik i buduje tam przez dwa lata pierwszą chrześcijańską świątynię. Mija kolejne 180 lat i misjonarze z Anglii, którzy działają w Västergötlandzie [westerjotlandzie] zostają zaszczyceni wizytą króla Olafa Skötkonunga [hetkonunga] podczas jego pobytu w tej prowincji. Efekt? Król Olaf w roku 1008 przyjmuje chrzest i staje się pierwszym chrześcijańskim władcą tego kraju. Czy jest to jego pierwszy kontakt z chrześcijaństwem? Raczej nie, skoro jego matką jest Sygryda-Świętosława, córka Mieszka I. Czy Szwecja staje się przez to chrześcijańska? A gdzież tam. Dobra Nowina rozlewa się po tym kraju z trudnością, z roku na rok i z prowincji na prowincję wypierając pogańskie wierzenia. I oto mamy już połowę XII stulecia, a na szwedzkim tronie zasiada Swerker Starszy. Sytuacja religijna w jego królestwie wydaje się stabilna, a na politycznej scenie pojawia się nasz dzisiejszy patron. W roku 1155 wyrusza on z polecenia władcy do Finlandii, by razem ze św. Henrykiem, biskupem Uppsali, założyć tam podwaliny Kościoła. Gdy wraca, zastaje królewski tron pusty, bo w czasie jego misyjnej wyprawy Swerker Starszy ginie z ręki skrytobójcy, który działał za cichym przyzwoleniem zwolenników starych porządków. I tak oto nasz dzisiejszy święty, spokrewniony z królewskimi rodami Danii, Norwegii i Szwecji przyjmuje koronę tej ostatniej jako Eryk IX Jedvardsson. Jest rok 1156. Będzie władał tylko 4 lata, ale w pamięci Szwedów zapadnie tak mocno, że stanie się głównym patronem ich królestwa. Czym się zapisze w historii? Kodeksem króla Eryka, który będzie pierwszą próbą wprowadzenia sprawiedliwego prawa w oparciu o... Ewangelię. Przełoży się to na praktykę sądzenia tak bardzo, że w literaturze anglosaskiej władca ten zwany będzie Erykiem Prawodawcą. Ale nasz dzisiejszy patron zrobi w czasie swojego panowania coś jeszcze, za co przyjdzie mu ponieść śmierć męczeńską. Otóż z klasztoru w Odense, w Danii, sprowadzi mnichów do Starej Uppsali i osadzi ich w najświętszym miejscu dla starego porządku – dokładnie tam, gdzie wcześniej stała świątynia Thora, Odyna i Frejra. 18 maja 1160 roku, gdy król Eryk uczestniczy we Mszy św. w Starej Uppsali, przyboczni donoszą mu o nadciąganiu duńskiej armii księcia Magnusa Henrikssona, na czele ze zbuntowanymi możnowładcami. Czy chwyta za broń by błyskawicznie przejść do kontrataku? Nie. Kronikarze odnotowują za to takie słowa: „Skończmy tę Ofiarę. Reszta wieczerzy odbędzie się gdzie indziej”. W przypadku dzisiejszego świętego, Eryka IX Jedvardssona, dokończona została ona, jak wierzymy, już w niebie, bo zginął męczeńsko, jak tylko opuścił świątynię. Według tradycji w miejscu, gdzie spadła głowa św. Eryka, wytrysło źródło i coś w tym jest, bo zaledwie trzy lata po śmierci króla papież Aleksander III założył w Starej Uppsali, siedzibie szwedzkich królów i pogańskich bogów, metropolię, która objęła swym zasięgiem cały kraj. Czy wiecie państwo co znaczy imię dzisiejszego patrona, św. Eryka? To ten, którego panowanie jest powodem do dumy.