U nas mówi się o nich: 'zimni ogrodnicy'. We Francji, Niemczech czy Holandii są to 'lodowaci święci'. W Słowenii mają wspólny przydomek 'trzech lodowych mężczyzn', a w Hiszpanii na ten przykład, nikt ich ze sobą w żaden sposób nie łączy.
U nas mówi się o nich: 'zimni ogrodnicy'. We Francji, Niemczech czy Holandii są to 'lodowaci święci'. W Słowenii mają wspólny przydomek 'trzech lodowych mężczyzn', a w Hiszpanii na ten przykład, nikt ich ze sobą w żaden sposób nie łączy. Dlaczego? Bo opisują zjawisko klimatyczne charakterystyczne dla środkowej Europy, kiedy to w połowie maja, po okresie utrzymywania się wyższej temperatury, następuje napływ zimnego powietrza z obszarów polarnych. Na podstawie stosownych badań obliczono nawet, że najwyższe prawdopodobieństwo znacznego ochłodzenia występuje między 10. a 17. maja i wynosi aż 34 %. Nic więc dziwnego, że rolnikom, ogrodnikom i pszczelarzom te kilka dni w maju co roku spędza sen z powiek. Myliłby się jednak ten, kto wyprowadziłby z tych rozważań taki oto wniosek, że tzw. 'zimni ogrodnicy, nie mają nic wspólnego z kultem świętych oprócz imion Pankracego, Serwacego i Bonifacego, które przypadają w liturgicznym kalendarzu kolejno 12,13 i 14 maja. Już sam fakt, że pamiętamy w tych dniach o dwóch męczennikach z III wieku i pewnym belgijskim biskupie z wieku IV jest dość znaczący. Mówi nam bowiem o tym, że jeszcze 100 lat temu kalendarz ścienny nie ograniczał się jedynie do odhaczania na nim kolejnych dat. Że był nierozerwalnie spleciony z cyklem przyrody i życiem Kościoła. Spleciony tak mocno, że wspominany dzisiaj św. Serwacy, biskup Tongeren, najstarszego miasta Belgii, choć nie miał za życia nic wspólnego z uprawą roli, stał się patronem urodzajów i orędownikiem podczas wiosennych przymrozków. Gdyby ktoś jednak chciał poznać go bliżej, to warto by było zapamiętać, że św. Serwacy pełnił swój urząd od roku 345 przez 37 lat i był szczególnym czcicielem Najświętszej Maryi Panny, ku czci której ufundował i poświęcił dwa kościoły: w Tongeren i w Maastricht. Także i wspominany wczoraj św. Pankracy nie jest postacią kompletnie anonimową, chociaż przez 1700 lat jego żywot obrósł legendami. Da się z nich jednak wydobyć postać młodego chłopaka, około 14-letniego, który jako chrześcijanin nie przeszedł obojętnie obok dręczonych w Rzymie współbraci. I właśnie za okazane im serce oraz za wierność Bogu, stracił swoje życie na arenie ścięty mieczem w roku 304. Także i ostatni z orędowników w czasie wiosennych przymrozków, wspominany jutro św. Bonifacy, jest świadkiem z czasów prześladowań. Za panowania cesarza Dioklecjana przybył jako sługa pewnej Rzymianki do rodzinnego miasta św. Pawła, to jest do Tarsu. Miał stamtąd swojej pani przywieść relikwie męczenników, a tymczasem sam się stał jednym z nich. Miało to miejsce 14 maja 290 roku. Choć każda z tych historii jest na swój sposób interesująca, to jednak w kategoriach cudu można rozpatrywać fakt, że po tylu wiekach imiona świętych Pankracego, Serwacego i Bonifacego będą pamiętane nie tylko w liturgii Kościoła, ale i w ludowej mądrości, która w 'zimnych ogrodnikach' widziała nie tylko wygodną nazwę dla ostatnich wiosennych przymrozków, ale także i niezawodnych patronów na czas niepogody i nieurodzaju. A propos, czy znacie państwo choć jedno takie przysłowie? Jest ich wiele, ale mnie chyba najbardziej przypadło do gustu to: „Przed Pankracym nie ma lata, po Bonifacym mróz za to ulata”.