Pierwszy etap wyprawy rozpoczął się 18 maja. Drugi - 25 maja, a rejs zakończy się 27 czerwca.
W ciągu ostatniego tygodnia czworo śmiałków, czyli trzech mężczyzn (Wojciech Chodkowski, Marek Padjas, Czesław Budzyń) i jedna kobieta - Aleksandra Kraszewska - wyruszyło z Krakowa do miejsca, w którym Przemsza wpada do Wisły i gdzie znajduje się "kilometr 0" Wisły.
W niedzielę 24 maja wrócili pod Wawel, a po drodze, podczas postoju w Tyńcu, spotkali ks. Mariana Pietraszkę, proboszcza parafii Matki Bożej Dobrej Rady w Krakowie-Prokocimiu Starym. Albo raczej to on spotkał ich, bo do Tyńca przyjechał na rowerze i zaintrygował go widok tratwy płynącej pod papieską banderą. Gdy dowiedział się, dokąd i dlaczego płyną wodni pielgrzymi, postanowił odprawić dla nich Mszę św. Na pokładzie tratwy, rzecz jasna, u stóp Wawelu. Do udziału w Eucharystii w poniedziałek 25 maja zaprosił też gości, m.in. redakcję "Gościa Krakowskiego". Później zaś tratwa "Pielgrzym" popłynęła w dalszą drogę, do Pucka.
- Tydzień temu, w dzień urodzin Ojca Świętego, też mieliśmy tu Mszę św., od której zaczęliśmy naszą podróż. Wtedy modlił się z nami ks. Józef Gil - opowiada W. Chodkowski z Klubu Żeglarskiego "Spinaker" z Wyszkowa.
Tratwa powstała właśnie z jego inicjatywy i jest niejako owocem Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016. Po ich zakończeniu pan Wojciech postanowił wybudować konstrukcję, na której umieszczona byłaby flaga z podpisem Jana Pawła II. Dzięki wsparciu lokalnego środowiska żeglarskiego i samorządowców, Ligi Morskiej i Rzecznej oraz Zygmunta Chorenia, który stworzył projekt, udało się zbudować tratwę. W pierwszy rejs - z Wyszkowa na Westerplatte - wypłynęła ona w 2018 r., by upamiętnić 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Drugi rejs (z Krakowa do Kołobrzegu) odbył się w 2019 roku. Tym razem upamiętniał on 40. rocznicę pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. W 2020 r. motyw rejsu z Krakowa do Pucka jest potrójny. Nie sposób bowiem byłoby nie uczcić 100. rocznicy urodzin Karola Wojtyły, 100. rocznicy bitwy warszawskiej oraz 100. rocznicy zaślubin Polski z morzem.
- Jan Paweł II płynie z nami - mówią śmiałkowie, pokazując relikwiarz z relikwiami Ojca Świętego. Monika Łącka /Foto Gość- Najważniejsze jest dla nas to, że nie płyniemy sami. Płynie z nami Ojciec Święty. Mamy bowiem wykonany przez Czesława Dźwigaja relikwiarz z relikwiami Jana Pawła II. Chcemy też, by po tym rejsie pozostała materialna pamiątka, dlatego mamy również skarbonkę. Wszyscy, którzy odwiedzą nas podczas postojów, i wszyscy, którzy zdecydują się płynąć z nami, choćby tylko przez kilka chwil, mogą wrzucić do niej datek. W Pucku otworzymy skarbonkę i zebrane pieniądze przeznaczymy na cel charytatywny, by w ten sposób budować żywy pomnik papieża - tłumaczy W. Chodkowski.
Marek Padjas z Kołobrzegu, kapitan rejsu, komandor porucznik Marynarki Wojennej i współtwórca Morskiego Oddziału Straży Granicznej oraz wiceprezes Ligi Morskiej i Rzecznej, zauważa też, że podróż jest swego rodzaju kontynuacją pasji Jana Pawła II, który bardzo lubił wyprawy kajakowe. - Idziemy po jego śladach, bo odwiedzimy też miejsca, w których był - mówi M. Padjas i dodaje, że rejs łączy ludzi i przyciąga nawet tych, którzy z Panem Bogiem nie mieli dotąd wiele wspólnego. Tak było w poprzednich latach i tak będzie pewnie i teraz. - Przychodzą, pytają i odkrywają, że z ludźmi takimi jak my można prowadzić ciekawe rozmowy. Nigdy i nigdzie nie spotkaliśmy się z nieprzychylnością. Wiemy raczej, że w wielu miejscach ludzie już na nas czekają, dowożą jedzenie, paliwo. To buduje wiarę w człowieka - mówi kapitan, a pochodząca z Klucz koło Olkusza Aleksandra (mieszkająca trochę w Krakowie, a trochę w Szwajcarii) zapewnia, że tratwa jest niczym wulkan pozytywnej energii. - Dzieją się tu naprawdę niezwykłe rzeczy, których my nie planujemy. Czujemy natomiast Bożą opiekę - zapewnia.
Czesław Budzyń z Sandomierza, instruktor harcerstwa należący także do Ligi Morskiej, przekonuje natomiast, że wodni pielgrzymi mają jeden cel: chcą pełnić wolę Ojca Świętego, który chciał, byśmy wszyscy byli zjednoczeni z Jezusem i Jego Matką.
Uczestnicy wyprawy do pokonania mają 1000 km. Na pokład chętnie zapraszają też gości, by płynęli z nimi choć przez chwilę. Monika Łącka /Foto Gość