Walka z COVID-19 trwała tam ponad miesiąc.
Pobrane już po raz drugi z rzędu wymazy od mieszkańców Domu Pomocy Społecznej w Bochni miały negatywne wyniki, co oznacza, że całkowicie udało się wygasić ognisko zakażenia COVID-19 w tym miejscu.
- Walka trwająca przez okres kilkudziesięciu dni, pomoc wielu ludzi dobrej woli przyniosła efekty. Dzisiaj możemy powiedzieć, że zaangażowanie tych ludzi spowodowało, że 29 osób z oddziału dla psychicznie chorych, mimo tego, że trafił do nich koronawirus, nie zaraziło się. Dziękuję wszystkim ludziom, którzy zaangażowali się i pomagali - mówi starosta bocheński Adam Korta.
Jak przypomina Starostwo Powiatowe w Bochni, łącznie w bocheńskim DPS-ie zostały zarażone 54 osoby. W tej grupie znalazło się 37 podopiecznych (jedna osoba zmarła) oraz 17 pracowników. Do ośrodka wróciło już 26 ozdrowieńców. Z całej grupy 66 podopiecznych budynku dla przewlekle psychicznie chorych 29 nie uległo zarażeniu.
Kiedy z powodu zarażenia pracownicy placówki nie mogli zaopiekować się mieszkańcami domu, na pomoc ruszyły siostry dominikanki i tarnowski kapłan ks. Piotr Dydo-Rożniecki. Opiekowali się podopiecznymi przez ponad 3 tygodnie. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, m.in. tutaj:
Na apel o pomoc w Bochni odpowiedziały także dwie studentki drugiego roku pielęgniarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego - Weronika Kucharczyk z Turzy k. Rzepiennika Strzyżewskiego i Karolina Kubowicz z Ożarowa pod Wieluniem, która spędziła w ośrodku 2 tygodnie. Przez cały czas wspierali ich w opiece nad podopiecznymi ratownicy medyczni: Sebastian, Tomek i Mateusz.
- Śmiało mogę stwierdzić, że była to "mała wojna", z której udało się wyjść cało pacjentom oraz personelowi i wolontariuszom. Nie udałoby się tego osiągnąć, gdyby nie bardzo dobra współpraca w kryzysowej sytuacji z wieloma osobami, instytucjami na różnych etapach zadań, jakie zostały postawione na naszej drodze. Z mojej strony, jeszcze raz serdecznie, dziękuję wszystkim, którzy włożyli całe swoje serce i poświęcili swój czas, zdrowie psychiczne i fizyczne dla ratowania pacjentów oraz opanowania całej sytuacji. Kryzys często ukazuje i jednoczy ludzi dobrego serca - uważa Sebastian Lewandowski, koordynator służb medycznych.
O trudach tej walki czy wręcz "małej wojny" opowiadała w rozmowie z Agnieszką Skibińską studentka Karolina Kubowicz.
"Na teren DPS-u wchodzi się w pełnym zabezpieczeniu. Na początku ubieranie go zajmowało mi pół godziny, potem piętnaście minut. Na bieliznę zakładamy dwa kombinezony. Pierwszy bez certyfikatu, bez filtra. Drugi z certyfikatem. Zakładamy skarpetki, na to buty, na to ochraniacze, na to zewnętrzne ochraniacze do kolan – taką grubą nieprzemakalną folię. Jak ściągasz ją po ośmiu godzinach, to jest cała mokra od potu od środka. Wszystko zakleja się taśmami, żeby nie zostały żadne wolne szczeliny. Zakładamy maskę, gogle, dwa kaptury, przyłbicę, trzy pary rękawic. W tym musimy wytrzymać osiem godzin bez wyjścia do toalety, bez picia, nie możemy ściągnąć maski, nawet jeśli chcielibyśmy się podrapać. Czasem z głodu chciało mi się wymiotować. To jest naprawdę wyczyn. Podziwiam siostry oraz księdza, którzy codziennie tak funkcjonowali. Teraz zastąpili je bracia dominikanie. Do tej pory były cały czas z pacjentami, myły podłogi trzy razy dziennie, czyściły klamki i wszystkie poręcze dwa razy dziennie środkiem dezynfekującym" - opowiadała dziewczyna. Cały wywiad można przeczytać TUTAJ.
W najbliższy poniedziałek po dwutygodniowej opiece nad podopiecznymi do swojego zakonu wrócą także ojcowie dominikanie. Pracę wśród podopiecznych bocheńskiego DPS-u przejmą już całkowicie pracownicy ośrodka.