„Dziękujemy ci, pani Hanno, że byłaś wśród nas, że byłaś taką, jaką byłaś, z tą twoją wielką prostotą, z tym wewnętrznym żarem”
To musiał być niezwykły widok. Oto 2 maja 1973 roku ulicami Krakowa w stronę Cmentarza Rakowickiego szedł wielki kondukt pogrzebowy. Prowadził go kard. Karol Wojtyła, towarzyszyli mu liczni duchowni i tłum świeckich, ale największe wrażenie robili oni – setki chorych. Szli o kulach, jechali na wózkach, byli prowadzeni przez opiekunów. Patrząc na to z okna kamienicy, można by pomyśleć, że to ostatnia droga jakiegoś wielkiego lekarza albo chociaż filantropa lub duszpasterza chorych. Jednak ten, kto kilka chwil wcześniej był uczestnikiem Mszy św. pogrzebowej, usłyszał w kazaniu następujące słowa kard. Wojtyły: „Dziękujemy ci, pani Hanno, że byłaś wśród nas, że byłaś taką, jaką byłaś, z tą twoją wielką prostotą, z tym wewnętrznym żarem”. A więc nie mężczyzna, tylko kobieta. I nie monumentalna postać, tylko zwyczajna pielęgniarka środowiskowa. Czy jednak na pewno zwyczajna? W końcu mowa o Hannie Chrzanowskiej, która w 1924 roku skończyła Warszawską Szkołę Pielęgniarstwa i która w ramach stypendium Rockefellera studiowała pielęgniarstwo społeczne w Paryżu. Która była wiceprzewodniczącą nowo utworzonego Polskiego Stowarzyszenia Pielęgniarek Zawodowych, która do 1939 roku była redaktorem naczelnym czasopisma „Pielęgniarka Polska”, w czasie wojny działała w konspiracji, niosąc pomoc wysiedlonym i uchodźcom, a po roku 1945 jej kompetencje zawodowe respektowały nawet nowe władze. Więc jaka to zwyczajna pielęgniarka? Ano zwyczajna, bo gdyby odłożyć na bok te wszystkie funkcje, specjalizacje i tytuły, to pani Hanna Chrzanowska do końca życia pozostała tą samą dziewczyną, która zachwyciła się pracą, przybyłego do Krakowa w roku 1920, Amerykańskiego Czerwonego Krzyża. I która rzuciła studia polonistyczne na UJ-ocie, by do końca życia pomagać innym. Czy jednak za to została 28 kwietnia 2018 roku, w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach, ogłoszona błogosławioną? Nie. A przynajmniej nie tylko. Bo dzisiejsza patronka - oprócz bycia profesjonalną pielęgniarką - z czasem, z kolejnymi życiowymi doświadczeniami, z poznawaniem coraz większych obszarów ludzkiego cierpienia, zaczęła otwierać się na Boga. A gdy z tego powodu władze wysłały ją na wcześniejszą emeryturę, stała się pomysłodawczynią systemu tzw. pielęgniarstwa parafialnego. Przekonywała kolejnych proboszczów do rozszerzania opieki nad chorymi w domu w obrębie parafii, a siostry zakonne do współpracy przy tym dziele. I tak chorzy zaczęli otrzymywać ze strony parafii już nie tylko pomoc duchową i materialną, ale także pielęgniarską. To bł. Hanna Chrzanowska zainicjowała także zwyczaj odprawiania mszy świętych w domach obłożnie chorych, zorganizowała dla nich pierwsze w Polsce rekolekcje i podjęła starania stworzenia stałego domu, gdzie chorzy mogliby przyjechać na pewien czas na odpoczynek lub na zorganizowane wczasy. A najciekawsze jest to, że inspiracje do tej całej działalności czerpała jedynie - albo aż – z codziennej Eucharystii. Nic więc dziwnego, że gdy bł. Hanna Chrzanowska umarła pod koniec kwietnia 1973 roku, w ostatniej drodze licznie towarzyszyli jej chorzy, którym poświęciła całe swoje życie. Zresztą przez ostatnie lata dzieliła z nimi swój los także bardzo dosłownie. Dlaczego? Bo chorowała i umarła na raka.