Karolina i Tomek Tomczykowie wzięli ślub w praktycznie pustym kościele pw. św. Macieja. Goście łączyli się za pomocą transmisji wideo. Mimo że wszystko odbyło się zupełnie inaczej niż sobie zaplanowali, niczego nie żałują.
Młoda para od lat jest związana z Duszpasterstwem Akademickim "Maciejówka". - Pierwsze przymiarki do ślubu miały miejsce w momencie, gdy wyznaliśmy sobie miłość przed dwoma laty. Każdy wspólny dzień był tak naprawdę przygotowaniem do zawarcia sakramentu małżeństwa. Ostatniego dnia sierpnia ubiegłego roku zaręczyliśmy się na Ostrowie Tumskim - opowiada Tomek.
- W połowie września rozpoczęliśmy właściwe przygotowania organizacyjne. Bardzo nam się wówczas wymarzył ten termin soboty w oktawie wielkanocnej. Jakimś cudem, na siedem miesięcy wcześniej, udało nam się znaleźć i zarezerwować salę weselną. Wszystko zaczęło iść jak z płatka. Podpisaliśmy umowy. W zasadzie wszystkie przygotowania zakończyliśmy w pierwszym tygodniu marca. Pozostały nam jeszcze dwie rozmowy kanoniczne z kapłanem - wspomina Karolina.
Transport z kościoła na salę, cukierki dla gości, rozwiezione prawie wszystkie zaproszenia... Gdy Karolina i Tomek wkraczali na ostatnią przedślubną prostą, w kilku krajach europejskich epidemia koronawirusa szalała już w najlepsze. Kwestią czasu było, kiedy zaraza dotrze do Polski. - Byliśmy świadomi, co się dzieje, ale mieliśmy nadzieję przez długi czas, że jednak coś się zmieni, że wirus zmutuje i przestanie być groźny - zwraca uwagę Karolina, a jej mąż dodaje, że śledzili uważnie kolejne obostrzenia, które wprowadzane były na terenie całego kraju.
Pierwszą myślą związaną z pogarszającą się sytuacją w Europie była ta o podróży poślubnej. - Zaczęliśmy się zastanawiać, czy będzie możliwe, abyśmy pojechali do wymarzonej Czarnogóry. Już wtedy prawdopodobne było zamknięcie granic i odwołanie lotów międzynarodowych. Pewność pojawiła się w momencie zamknięcia szkół. Było nam bardzo żal. O weselu jeszcze wówczas nie myśleliśmy - wspomina Karolina.
Kolejne ograniczenia związane z zakazem zgromadzeń powyżej 50 osób, również w kościołach, uświadomiło przyszłym małżonkom, że wesele, które zaplanowali, może się nie odbyć. - Decyzję podjęliśmy pod koniec marca. Szczęśliwie udało nam się przenieść zaplanowaną zabawę na koniec sierpnia. Wierzymy, że wtedy będziemy się mogli cieszyć z naszymi gośćmi. Ale to nie był przecież jeszcze koniec. Straszną informacją dla nas było ograniczenie zgromadzeń i uczestników Mszy św. do 5 osób. Tomek od kilku tygodni zbierał scholę maciejówkową. Oprócz gości weselnych i naszych znajomych, miał być liczny zespół oraz kilku kapłanów. Niestety, w kościele ostatecznie ich nie było. Łączyli się z nami przez transmisję online - dodają.
Czymś, co spowodowało największą frustrację młodych, była decyzja o obowiązku noszenia maseczek również podczas Mszy św. - To było dla nas straszne. Żebyśmy w dniu naszego ślubu musieli być podczas Eucharystii w maseczkach? To było nie do przyjęcia. Przeżywaliśmy to bardzo, ale - szczęście w nieszczęściu - w różnym czasie. Najpierw dotarło to do Tomka. 2-3 dni próbował sobie z tym poradzić. Gdy on się z tym pogodził, mocny bunt przeżyłam ja - wspomina Karolina.
W tym wszystkim parze młodej pomogli duszpasterze - ks. Mirosław "Malina" Maliński i ks. Adam Kwaśniewski. - Dzięki nim ja również podeszłam do tego wszystkiego ze spokojem - dodaje.
Małżonkowie przyznają, że dzień ślubu to już pełne skupienie na tym, co było najważniejsze. Udało im się oderwać od wszystkiego, co działo się w związku z pandemią. Jedynym znakiem, który im o niej przypominał, były obowiązkowe maseczki. - Udało nam się przeżyć ten dzień jako nasze święto. Nie żałujemy, że tak to wszystko wyglądało. Cieszymy się naszym doświadczeniem i sobą nawzajem - mówią zgodnie.
Karolina przyznaje, że ma kontakt na jednym z forów internetowych z innymi dziewczynami, które tego samego dnia miały mieć ślub. Wiele z nich zdecydowało się odwołać uroczystości. - One bardzo rozpaczały, że muszą przenieść je na inny termin, że coś, co miało być ich wymarzonym dniem, zupełnie się nie udało. Pisały, że najlepiej byłoby przespać cały ten dzień, by nie płakać. My jednak bardzo się cieszymy, że nic nie odwołaliśmy. Niczego nie żałujemy. Nasz dzień ślubu był wyjątkowy i nie ze względu na koronawirusa - przekonuje.
Tomek dodaje, że najlepiej byłoby, gdyby wszyscy goście mogli uczestniczyć w ich święcie, ale ze względu na warunki, które panowały wokół, był to czas idealny. - Potrafiliśmy wykorzystać ten dzień maksymalnie, cieszyć się nim i świętować w wyjątkowy sposób - stwierdza.
A co po uroczystej Mszy św.? Młodzi zamiast na salę weselną udali się na... ogródek działkowy babci Tomka. - Tam mogliśmy ściągnąć maseczki i udało się zrobić mini sesję zdjęciową - opowiada Karolina.
Emocje opadły dzień później. - Przyszła taka niesamowita ulga. Nie musieliśmy się martwić, co będzie konkretnego dnia i jakie problemy przy organizacji ślubu nas jeszcze czekają. Teraz przyjmujemy już każdy dzień ze spokojem i ten pokój serca jest owocem, który otrzymaliśmy. Jesteśmy szczęśliwi i wiemy, że nic nas już nie rozłączy - puentują młodzi małżonkowie.
Jest jeszcze kwestia podróży poślubnej. Będzie - to pewne. - Do Czarnogóry jeszcze kiedyś pojedziemy, a póki co nie nastawiamy się na konkretny kierunek. Pojedziemy tam, gdzie będzie można... - zaznacza Tomek.
A po ślubnej Mszy św. mini sesja zdjęciowa na ogródku działkowym... Pamela Gałka