Imię dzisiejszego patrona z łaciny znaczy tyle co: wierny, pewny. I to właściwie jest również najkrótsza wersja jego żywotu
Imię dzisiejszego patrona z łaciny znaczy tyle co: wierny, pewny. I to właściwie jest również najkrótsza wersja jego żywotu – był wierny Bogu do końca, a zdobyta przez niego wiedza stanowiła dla innych pewny fundament. O kim mówimy? O św. Fidelisie. Przyszedł na świat w Sigmaringen, w Szwabii, w rodzinie tamtejszego burmistrza, był koniec XVI wieku. Z racji swego urodzenia mógł swobodnie pójść na studia, które uwieńczył aż dwoma doktoratami z filozofii i prawa. 10 lat pilnego studiowania dawało mu ponadto wysokie miejsce w społecznej hierarchii – jego protektorem był sam książę bawarski Hohenzollern, który uczynił go nadwornym radcą prawnym. Niestety dwie wspomniane już tutaj cechy dzisiejszego patrona – tj. wierność Bogu i pewność sądów, mająca oparcie w wiedzy – tylko w teorii czyniły go idealnym członkiem palestry. Bo w praktyce, był dla otoczenia chodzącym wyrzutem sumienia. Zainteresowany prawdą, a nie pomnażaniem majątku czy umacnianiem swej pozycji na książęcym dworze, do tego mówiący prosto i klarownie, stanowił nieustanne zagrożenie dla swoich kolegów-prawników. Nic więc dziwnego, że w wieku 34 lat postanowił dokonać w swoim życiu radykalnej przemiany i pełną zgiełku oraz zdzierstwa salę sądową, zamienić na błogosławioną ciszę klasztornej celi. Zanim jednak zdążył przekroczyć próg klasztornej furty kapucynów, osobiście zatrzymał go biskup Konstancji. Zatrzymał i zaproponował, by ten zdolny prawnik przed wstąpieniem do zakonu najpierw przyjął świecenia kapłańskie – w jego bowiem przypadku bycie zwykłym bratem, to będzie marnowanie daru wykształcenia. Był rok 1612 i św. Fidelis miał prawo myśleć, że odtąd nie będzie już musiał znosić zawistnych spojrzeń, fałszywej uprzejmości czy zwykłej złośliwości otoczenia, bo w ich miejsce pojawi się teraz u słuchaczy prawdziwa chęć odmiany serca. Odmiany na podobieństwo, wspominanego także dzisiaj, nawrócenia św. Augustyna. I tak się nawet dzieje przez jakiś czas – nasz patron piastuje bowiem w kolejnych domach zakonnych najróżniejsze funkcje, ciesząc się szacunkiem współbraci, a jeśli chodzi o wiernych, to tutaj możemy odnotować nawet pewien cud. Oto w okresie kontrreformacji, pracując pośród protestantów, pozyskuje ich dla Kościoła nie argumentami – których mu nie brakuje w dyskusjach – ale świadectwem swojego życia, to jest prostolinijnością i szczerością. Niestety, kres tej pięknej pracy kładzie wojna trzydziestoletnia. Tereny obecnej Szwajcarii stają się areną krwawych walk kalwinów z katolikami, a kapucyni dostają zadanie zorganizowania na tych terenach ludowych misji. Zakon kieruje tam więc naszego dzisiejszego patrona, który razem ze współbraćmi przemierza okolicę, głosi kazania, toczy dysputy i jest w tym tak skuteczny, że do jedności z Kościołem zaczynają powracać nie tylko zwykli ludzie, ale nawet kalwińscy przywódcy. Nic więc dziwnego, że na św. Fidelisa z Sigmaringen zostaje zastawiona pułapka. Otrzymuje zaproszenie do wygłoszenia kazania w parafialnym kościele w miejscowości Seewis. Gdy tylko tam przybywa i zaczyna głosić homilię, ludzie zatykają sobie uszy, wyrzucają go ze świątyni i dokonują na nim linczu na pobliskiej łące. Czy wiecie państwo, kiedy mają miejsce te wypadki? W niedzielę. Jest 24 kwietnia 1622 roku.