Nikt z nas nie może zostać zmuszony do heroizmu wiary - heroizm jest przecież bowiem skutkiem naszej osobistej decyzji.
Nikt z nas nie może zostać zmuszony do heroizmu wiary - heroizm jest przecież bowiem skutkiem naszej osobistej decyzji. W przypadku przywołanego tu heroizmu wiary, jest to nasza zgoda na to, by w naszym życiu - bez względu na wszystko - na pierwszym miejscu najważniejszy był Bóg. I dokładnie to uzmysławia nam dzisiejsza patronka, pierwsza Indianka - chrześcijanka z Ameryki Północnej, wobec której rozpoczęto proces beatyfikacyjny. Urodziła się na początku kwietnia 1656 roku w osadzie Irokezów oddalonej około 300 km na północ od Nowego Jorku. Była córką naczelnika osady i kobiety porwanej z innego plemienia. Jej mama, choć była Indianką to w ukryciu praktykowała wiarę w Chrystusa, którą przekazali jej misjonarze w jej rodzinnej osadzie nad Zatoką św. Wawrzyńca. Niestety, gdy nasza patronka miała zaledwie 4 lata, epidemia ospy zabrała całą jej rodzinę, a jedynym, co jej pozostało, był różaniec, który mama wręczyła swojej córce tuż przed śmiercią. Ta nosiła go odtąd niczym talizman na szyi, ale nie wiedziała, do czego mógłby jeszcze służyć. Uświadomili jej to dopiero 7 lat później misjonarze z zakonu jezuitów, którzy dotarli do plemienia Irokezów z misją pokojową. To właśnie dzięki nim nasza młoda Indianka zrozumiała, o czym dawno temu w ukryciu opowiadała jej mama. Zrozumiała i przyjęła tę nową wiedzę z niezwykłym entuzjazmem. Z dnia na dzień i z roku na rok jej przywiązanie do Dobrej Nowiny rosło, a wewnętrzne pragnienie życia w zgodzie z nią, przybierało na sile. W końcu, mając 18 lat, poprosiła misjonarzy o udzielenie jej chrztu. Sprawa była poważna, bo jej opiekunowie nie wyrazili na to zgody, a dodatkowo od pewnego już czasu cała wioska nakłaniała ją do zamążpójścia. W tej sytuacji przyjęcie sakramentu chrztu świętego, oznaczało dla niej wprost pójście drogą heroizmu wiary. I ona nią poszła, stawiając na niej swój pierwszy krok 5 kwietnia 1667 roku. Z dnia na dzień ta, która do tej pory była częścią plemiennej wspólnoty, stała się nagle obiektem kpin i narastającej pogardy. Pogardy, którą zwieńczył jeden z młodych wojowników, podnosząc na nią maczugę w jednoznacznym geście ataku. Nie umarła wtedy, ale zrozumiała, że jej dni w osadzie są policzone. Dlatego pod osłoną nocy zdecydowała się porzucić wszystko, co do tej pory uważała za swoje, i ruszyła w liczącą ponad 300 km wędrówkę do Kahnawake nad rzeką św. Wawrzyńca, w rodzinne strony mamy. Po przybyciu tam znalazła schronienie w chacie innej chrześcijanki pochodzenia indiańskiego, przyjęła pierwszą Komunię Świętą, złożyła ślub czystości. Zamieszkujący tę nową wioskę Indianie, stacjonujący w jej pobliżu francuscy żołnierze, czy też posługujący wśród rdzennej ludności misjonarze – wszyscy oni - byli pod wielkim wrażeniem pobożności tej dziewczyny, która praktycznie nie rozstawała się z różańcem, a przy tym nie uchylała się od żadnych prac na rzecz plemienia. Dodatkowo zajmowała się uczeniem dzieci modlitw i religii, opiekowała się chorymi i starcami, a także wraz z innymi kobietami założyła stowarzyszenie, które bardzo przypominało klasztorną wspólnotę. To niezwykłe świadectwo prostej wiary przerwała niestety nagła choroba. Dzisiejsza patronka, zwana lilią plemienia Mohawków, zmarła w wieku 24 lat, 17 kwietnia 1680 roku. Czy wiecie państwo o kim mowa? Wspominamy dziś św. Katarzynę Tekakwithę. Tekakwitha to imię nadane jej przez plemię, natomiast Katarzyna, Kateri, to imię przybrane przez nią na chrzcie.