Zacznijmy dzisiaj od końca. Od końca czyli od dnia śmierci dzisiejszego patrona.
Zacznijmy dzisiaj od końca. Od końca czyli od dnia śmierci dzisiejszego patrona. Oto wraz z początkiem roku 1132 do Wielkiej Kartuzji w pobliżu Grenoble przybywa 79-letni starzec. Witany jest z honorami, bo to przecież sam biskup i dobrodziej zakonu kartuzów, założonego ledwie 48 lat wcześniej przez św. Brunona z Kolonii. I oto teraz ten sam hierarcha, który zgodził się by Wielka Kartuzja powstała na terenie jego diecezji, który osobiście wyznaczył dla niej miejsce i wspierał jej rozwój, po niemal pół wieku pasterzowania w Grenoble zostaje zwolniony ze swoich obowiązków przez papieża i może wreszcie spełnić największe marzenie swojego życia – zostać zwyczajnym zakonnikiem w najbardziej surowej wspólnocie zakonnej Kościoła. Gdy więc staje przed klasztorną furtą, czuje jakby właśnie przekraczał bramy nieba. Jeszcze tylko kilka kroków i pada w ramiona opata, oddając się do jego dyspozycji. W kalendarzu nadchodzi tymczasem dzień 1 kwietnia i... człowiek ten umiera. Naprawdę. Nasz dzisiejszy patron, który całe swoje życie pragnął wyciszenia i kontemplacji, ale w duchu posłuszeństwa robił coś zgoła odmiennego, gdy w końcu osiągnął swój życiowy cel, to zmarł w Prima Aprillis. Jakby tego było mało, jego wielka miłość, Wielka Kartuzja, jeszcze tego samego, 1132 roku została doszczętnie zniszczona przez lawinę skalną. Trzeba przyznać, że Pan Bóg ma specyficzne poczucie humoru, prawda? Ale może jest zupełnie inaczej? Może to tylko z naszej perspektywy rzeczy wyglądają jak ponury żart? No bo w końcu sam klasztor błyskawicznie odbudowano 2 km dalej i stoi tam do dnia dzisiejszego, pomimo 8 olbrzymich pożarów, jakie niszczyły go w przeszłości. Także zamieszkujący go nadal kartuzi, jako jedyna wspólnota zakonna w Kościele, nie zmienili od niemal 1000 lat swojej reguły. A jeżeli chodzi o naszego patrona, to on - jak wierzymy - 1 kwietnia 1132 roku przekroczył bramy prawdziwego raju, a nie tylko jego ziemskiej namiastki. Czyli dostał od Boga dużo więcej, niż marzył. Czy to nie piękne? A jeszcze piękniejsze są owoce jego pracy za życia. Bo on, zamiast założyć nogę na nogę w oczekiwaniu spełnienia swoich marzeń przez Boga, albo zamiast dążenia po trupach do celu, jaki sobie wyznaczył w życiu, poddał się woli Bożej i w duchu posłuszeństwa zwierzchnikom, po długoletnim studiowaniu, przyjął sakrę biskupa w Grenoble, zamiast pójść w ślady swego ojca, francuskiego księcia, który zabezpieczywszy swoje dzieci i żonę, wybrał życie zakonne. Jakie więc owoce wydało posłuszeństwo naszego dzisiejszego patrona, gdy w wieku 27 lat obejmował katedrę w Grenoble? Po pierwsze nie byłoby Wielkiej Kartuzji, gdyby nie marzenie młodego hierarchy o absolutnym wyciszeniu. Po drugie pomógł św. Robertowi w reformie benedyktynów i w założeniu nowej zakonnej rodziny - cystersów. Po trzecie wspierał jednego z największych teologów i mistyków XII wieku, cystersa, św. Bernarda z Clairvaux. Po czwarte zreformował swoją diecezje, a z kapłanami skupionymi wokół katedry w Grenoble prowadził życie na wzór zakonnego. No i przyczynił się, to po piąte, do niezwykłego rozwoju miasta, fundując w nim oprócz kościołów i klasztorów także targ, kamienny most i 3 szpitale. Czy wiecie państwo, kto tego wszystkiego dokonał marząc o świętym spokoju? Św. Hugon, biskup Grenoble.