Po ludzku patrząc dzieciństwo dzisiejszego patrona było nieco dziwne.
Po ludzku patrząc dzieciństwo dzisiejszego patrona było nieco dziwne. Zamiast bawić się jak inne dzieci, on wolał milczenie, samotność i modlitwę. Całymi godzinami mógł klęczeć przed obrazem Matki Bożej, czym zaskakiwał nie tylko swoich bliskich. Pewnie według współczesnych kryteriów ten młody człowiek kwalifikowałby się na terapię. Albo przynajmniej na rozmowę ze szkolnym psychologiem. Jednak w połowie XVII wieku nikomu nie przyszło do głowy korygowanie tego zachowania. Co więcej, gdy dzisiejszy patron mając 15 lat zgłosił się do alkantarystów, czyli zakonu franciszkańskiego o najsurowszej regule, otoczenie przyjęło to ze zrozumieniem. Jeżeli jednak myślicie państwo, że wraz z rozpoczęciem życia klasztornego jego styl życia - niejako naturalnie - wtopił się w twardą zakonną regułę, to jesteście w błędzie. Tak jak bohater tej historii tym, co czynił odróżniał się od innych dzieci, tak też był niezwykły na tle współbraci. Tak bardzo chciał we wszystkim naśladować życie św. Franciszka, że jako pokarm służyły mu wyłącznie chleb i woda. Pod habitem nosił ostrą włosiennicę. Sypiał tylko zwykle trzy godziny. Często spędzał całe noce pod gołym niebem mimo zimna i chłodu. Zimą nieraz zasypywał go nawet śnieg. Choć na widok tych ascetycznych praktyk sporo osób pukało się z politowaniem w czoło, to jednak Panu Bogu musiały być one miłe. Bo nie brały się one z chęci udowodnienia Mu czegokolwiek, tylko z całkowitego i bezwarunkowego oddania się w Jego ręce. Skąd to wiem? Stąd, że ten prosty franciszkanin miał dar prorokowania i bilokacji. Oraz że często widziano, jak zatopiony w modlitwie, w zachwycie unosił się aż pod sklepienie kościoła. Oczywiście wszystko to nie mogło pozostać w ukryciu, nawet jeżeli dzisiejszy patron, który od dziecka umiłował milczenie, samotność i modlitwę, bardzo tego pragnął. Tak więc, wbrew swojej osobistej chęci, w duchu posłuszeństwa 18 września 1677 roku przyjął święcenia kapłańskie i stał się kierownikiem duchowym oraz spowiednikiem wielu znanych ludzi, także świętych. Po jego radę przychodzili kardynałowie, biskupi i wysoko postawione osoby świeckie. Dopiero pod sam koniec życia usunął się w cień i oddalił do klasztoru św. Łucji w Neapolu. Zmarł 5 marca 1734 roku tak, jak pragnął - w ciszy i modlitwie. Czy wiecie państwo kogo dzisiaj wspominamy w Kościele? Świętego Jana Józefa od Krzyża, który na świat przyszedł 80 lat wcześniej jako Karol Kajetan.