Każdy inny na jego miejscu by protestował. Jak to? Dlaczego jednych w Kościele wspomina się regularnie raz do roku, a o mnie pamięta się tylko raz na cztery lata?
Każdy inny na jego miejscu by protestował. Jak to? Dlaczego jednych w Kościele wspomina się regularnie raz do roku, a o mnie pamięta się tylko raz na cztery lata? Czy to jest sprawiedliwe? Sprawiedliwe może nie, ale tak to już jest z 29 lutego w kalendarzu. Poza tym, gdyby rzecz potraktować w absolutnej zgodzie z liturgicznym kalendarzem, to żadnego 29 lutego w nim nie ma. W roku przestępnym zamiast niego przypada bowiem dodatkowy dzień między 23 a 24 lutego, co wiąże się z praktyką starożytnego Rzymu, gdzie od czasów Cezara dzień przestępny wprowadzano przez powtórzenie 24 lutego. Efekt? Wszystkie wspomnienia w Kościele przesuwają się więc pod koniec lutego i tak : wspomnienie z 24 przypada na 25, to z 25 przechodzi na 26, wspomnienia z 26 lutego wskakują w miejsce tych z 27, bo te z 27 wspominane są 28. No i na koniec patroni z 28 lutego mają dla siebie cały dzień 29. Proste? Proste! A nawet jeśli nie do końca, to jedna rzecz w całej tej zagmatwanej sprawie prosta jest z pewnością : dzisiejszy patron powinien się cieszyć, że w ogóle o nim mówimy. Bo powinniśmy mówić o św. Hilarym I. Coś mi jednak podpowiada, że św. Roman Jurajski zupełnie się tym całym zamieszaniem nie przejmuje – wszak, jak wierzymy, osiągnął już wieczność w Bogu. Czy jest więc jeszcze sens poświęcać mu czas? Jest, ale nie z uwagi na niego samego, tylko na nas, którzy w stronę owej wieczności zmierzamy, dzień po dniu. I którzy na tej drodze każdego dnia potrzebujemy wstawiennictwa. A św. Roman może być doskonałym orędownikiem dla tych, którzy dzięki pobożnej lekturze zapragną zmienić swoje życie. Którzy zechcą zrobić w swoim życiu więcej miejsca dla Boga. Którzy znajdą dla siebie czas, by w ciszy wsłuchać się lepiej w słowa Pana. I nie ma znaczenia, że metrykalnie będzie im być może już bliżej do 40-tki, wszak św. Roman Jurajski dopiero jak 35-latek udał się w niedostępne lasy francuskiej Jury. Po jakimś czasie dołączył do niego w pustelni jego młodszy brat, który właśnie owdowiał. Za bratem przyszli kolejni i tak pustelnia stała się pierwszym w Galii klasztorem, klasztorem braci eremitów w Saint-Claude. Św. Roman Jurajski może być także dla nas wzorem posłuszeństwa hierarchii Kościoła, bo na wezwanie metropolity Arles, św. Hilarego, nasz dzisiejszy patron stawił się w roku 444 przed jego obliczem i przyjął święcenia kapłańskie, by lepiej służyć współbraciom. A a propos współbraci, to św. Roman może nam także służyć jako przykład braterskiej współpracy, bo ze swoim rodzonym bratem stworzył prawdziwy święty tandem. Obaj bracia bowiem cudownie się uzupełniali: kiedy jeden był łagodny, to drugi bardziej wymagający; kiedy pierwszy był teoretykiem, to mocną stroną drugiego była praktyka. Gdy w końcu św. Roman Jurajski zmarł około roku 464, to bratu powierzył zwierzchnictwo i opiekę nad założonymi przez siebie klasztorami-eremami. Czy wiecie państwo pod jakim imieniem ten brat zapisał się w historii Kościoła? To św. Lupicyn.