Była tradycyjna wymiana argumentów między większością w PE, wskazującą na erozję rządów prawa w Polsce, oraz PiS, przekonującym, że nic takiego nie ma miejsca. Tym razem jednak debata europosłów nt. praworządności była znacznie bardziej stonowana niż poprzednie.
Pustawa sala we wtorek wieczorem w Strasburgu mogłaby sugerować brak wielkiego zainteresowania Parlamentu Europejskiego tematem, którym deputowani zajmują się już drugi raz w tym roku. Europosłowie śledzący rozwój wydarzeń w w Polsce byli jednak zdeterminowani do prowadzenia dyskusji.
Choć do głosu zgłaszało się więcej chętnych, ze względu na ograniczenia czasowe niespełna 30 eurodeputowanych mogło wystąpić podczas debaty, którą sprowokowało uchwalenie przez polski parlament ustawy dotyczącej dyscyplinowania sędziów.
Tak jak poprzednim razem przedstawiciele grup politycznych skupiających zdecydowaną większość europosłów: Europejskiej Partii Ludowej, Odnowić Europę, Socjaliści i Demokraci oraz Zieloni krytykowali reformy wprowadzane przez PiS.
Wiceszefowa KE Viera Jourova zapewniała, że Komisja będzie wypełniać swą rolę strażniczki traktatu i będzie wykorzystywać procedurę przeciwnaruszeniową, ilekroć pojawią się problemy dotyczące kwestii zgodności z prawem UE. Nie ogłosiła jednak żadnego formalnego kroku ws. podpisanego przez prezydenta pod koniec stycznia prawa dotyczącego sędziów, choć przekonywała, że ustawa ta budzi szereg obaw.
Była premier Beata Szydło (PiS), która miała najdłuższe przemówienie spośród wszystkich europosłów, wypominała Parlamentowi Europejskiemu, że ten odmawia Polsce podejmowania suwerennych decyzji. "Zastanówcie się, dlaczego Polska jest krytykowana za rozwiązania, które znacie z własnych krajów, dlaczego debatujecie nad kompetencjami, które traktaty unijne dały parlamentom narodowym, a nie nam tutaj" - mówiła do europosłów.
W debatę po raz pierwszy włączył się też były premier Katalonii Carles Puigdemont, który ukrywa się w Belgii przed wymiarem sprawiedliwości swojego kraju. "Jeśli jutro rano pojadę do Polski, to jestem pewien, że Polska będzie respektowała mój immunitet. Jeśli pojadę jutro do Hiszpanii, to władze Hiszpanii nie będą respektować mojego immunitetu" - mówił separatysta, apelując o przykładanie równej miary do wszystkich krajów UE.
Większość deputowanych zabierających głos skupiała się jednak na Polsce, starając się wywierać presję na inne instytucje, by te działały w obronie rządów prawa.
"Jesteśmy na ostatniej barykadzie. (...) Komisja Europejska musi wykorzystać wszelkie możliwe sposoby w celu natychmiastowego zastosowania środków tymczasowych, aby nie dopuścić do represji, aby bronić polskiego, europejskiego stylu życia. (...) Wprowadzenie ustawy kagańcowej oznacza, że Polska odchodzi od tych ideałów. W tej chwili wyciągamy rękę. Proszę, nie odwracajcie się plecami do Europy" - powiedziała maltańska eurodeputowana EPL Roberta Metsola.
Słowak Michal Szimeczka (Odnowić Europę) ocenił, że w kwestii praworządności w Polsce jest coraz gorzej. "Mamy różne przejęte instytucje, ale jeszcze nie całkowicie Sąd Najżywszy. Jeśli tak się stanie, to nie będzie już trójpodziału władzy. Nie chodzi o karanie Polski, ale aby prawa demokratyczne obywateli Europy były chronione" - zaznaczył polityk.
Terry Reintke z Zielonych apelowała do polskiego rządu, by ten zaangażował się w konstruktywny i otwarty dialog, by rozwiązać nabrzmiały problem. "Niezawisłość sądownictwa i rozdział władz to fundament praworządności" - podkreśliła.
W dyskusji wybrzmiały też głosy przedstawicieli polskiej opozycji. Europoseł PO Andrzej Halicki oskarżał PiS o nękanie sędziów. "Symbolem ostatnich dni w Polsce stał się nominat partyjny, rządowy, który podarł uchwałę, działając nie tylko niezgodnie z prawem, ale arogancko sugerując, że będzie bezkarny. Tak właśnie rząd chce traktować konstytucję, traktaty unijne, czy inne zobowiązania i na to nie może być zgody" - zaznaczył Halicki.
Lider Wiosny Robert Biedroń ostrzegał, że rząd przez swoje działania jest gotowy do zamrożenia środków z budżetu UE i wręcz polexitu.
"Nie straszymy ludzi polexitem, jest on tak samo możliwy jak wyjście Francji czy Niemiec z UE" - odpowiadała mu europosłanka PiS Joanna Kopcińska, która mówiła, że jest dumna z Polski i Polaków.
Kandydat lewicy na prezydenta odparowywał, że też jest dumny z Polski, ale jednocześnie wstydzi się, że w jego kraju żyją ludzie, którzy - jak to określił - są gorsi od komunistów, bo zniszczyli kraj bardziej niż oni.
"Jestem zdumiony tym, jak polscy eurodeputowani z lewej strony czy ze środka sali odnoszą się do swojej własnej ojczyzny" - komentował europoseł niemieckiej AfD Maximilian Krah.
Chorwacka eurodeputowana EKR Ruza Tomaszicz przekonywała, że Polska została wzięta na celownik, bo chce demokratyzować swój system. Jak oceniła, unijna biurokracja nie rozumie krajów, które w spadku po komunizmie odziedziczyły niezreformowany system sądownictwa.
Zamykając debatę unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders ostrzegł, że KE nie zawaha się wykorzystać wszystkich mechanizmów i środków, żeby bronić praworządności. Jak zaznaczył, Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego działa, mimo uchwały Sądu Najwyższego i orzeczenia zeszłego roku TSUE, "który uznał, że nie jest to sąd w rozumieniu prawa europejskiego". "Orzeczenia TSUE są wiążące i muszą być szanowane" - oświadczył Belg.