- W szpitalu proponowano mi aborcję, jednak Pan Bóg chciał, by Roksana się urodziła - przekonuje mama 13-letniej dziś dziewczynki, która walczy, by choć w części ocalić zanikający nerw wzrokowy.
Sytuacja była trudna. Pani Halina miała już dwoje niepełnosprawnych dzieci i kiedy okazało się, że po raz trzeci jest w ciąży, przez moment miała nadzieję, że tym razem wszystko będzie w porządku. Niestety, wyniki badań nie pozostawiały złudzeń. U rosnącego pod jej sercem dziecka zdiagnozowane zostały wodogłowie i ciężka wada serca.
- Lekarze bali się, że ciąża obumrze, a ja nawet tego nie poczuję i dojdzie do zakażenia mojego organizmu. Wtedy i moje życie byłoby zagrożone - opowiada.
O aborcji nie chciała jednak słyszeć i z góralską konsekwencją (mieszka w miejscowości Nowe Bystre, u podnóża Tatr) nie podpisywała na nią zgody. - Pochodzę z bardzo wierzącej rodziny. Nie mam wątpliwości, że każde życie jest święte i człowiek nie ma prawa decydować o jego końcu - zapewnia.
Ma też nadzieję, że opowiadając swoją historię przekona niejedną mamę (która waha się, czy przyjąć chore dziecko), by nigdy nie decydowała się na aborcję.
Nie kryje jednak, że było jej bardzo ciężko i bała się, czy sobie poradzi. Strach i bezsilność postanowiła więc pokonywać modlitwą i oddawać całą sprawę Bogu oraz Janowi Pawłowi II.
Przełom 2006 i 2007 r. to był czas, gdy trwał już proces beatyfikacyjny Jana Pawła II i sporo mówiło się o łaskach wyproszonych u Boga za jego wstawiennictwem. - Czytając różne świadectwa powiedziałam do Ojca Świętego: "Tylu ludziom pomogłeś, a mnie nie pomożesz?!". Mówiłam też Bogu, że ufam Mu w ciemno, i że wierzę, że to On pokieruje naszą ścieżką. Nie prosiłam Go o zdrowie dla Roksany, bo na to nie było szans, ale o to, by wystarczyło mi sił na udźwignięcie tego, co na mnie spadało - przyznaje H. Kasprzak. Z czasem zaczynała obserwować, że dzieją się pierwsze małe-wielkie cuda… Dziś mówi krótko: - Córka miała nie chodzić, nie widzieć, nie słyszeć, nie jeść… A ona każdym swoim sukcesem udowadnia, że kocha życie i chce pokonywać kolejne bariery!
Roksana, pomimo wielu schorzeń (wodogłowie, na które była już trzy razy operowana, mózgowe porażenie dziecięce, padaczka), serce ma zdrowe. Nie tylko chodzi, ale nawet biega i próbuje tańczyć. Choć miała problemy z przełykaniem, to sytuację udało się opanować, a ważnym momentem było przyjęcie przez dziewczynkę Pierwszej Komunii. Co ważne, obecnie uczy się w IV klasie Katolickiej Szkoły Podstawowej Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich w Czerwiennem i radzi sobie, jak może, bo szkołę bardzo lubi.
Lubi też modlić się, a szczególnie upodobała sobie św. Jana Pawła II. - Musiała słyszeć, jak modliłam się będąc w ciąży i prosiłam papieża o pomoc. Od najmłodszych lat to jej ulubiony święty. Modli się tak, jakby z nim rozmawiała i wszystko mu opowiada - uśmiecha się pani Halina i dodaje, że Roksana marzy o pielgrzymce do Rzymu i modlitwie przy grobie Ojca Świętego. Czy wśród naszych Czytelników znajdzie się ktoś, kto pomoże spełnić to pragnienie?
Roksana potrzebuje również pomocy w innej, ważnej sprawie: dziewczynka walczy, by choć w części ocalić zanikający nerw wzrokowy. Jedyną szansą jest wyjazd do kliniki w Rosji. Szczegóły tego, jak można ją wesprzeć, by dalsza rehabilitacja i walka o wzrok były możliwe, można znaleźć na stronie Fundacji "Pomost Nadziei", pod opieką której jest Roksana (www.pomost-nadziei.pl).
Całą historię Roksany Kasprzak można przeczytać w najnowszym "Gościu Krakowskim".