Dobrze, że aż do 2 lutego, to jest do Ofiarowania Pańskiego, możemy jeszcze śpiewać kolędy. Dobrze, bo gdyby jakoś ująć żywot dzisiejszej patronki, to idealnie wpisuje się on w "Pieśń o Narodzeniu Pańskim", czyli utwór pióra Franciszka Karpińskiego, popularnie znany jako "Bóg się rodzi"
Dobrze, że aż do 2 lutego, to jest do Ofiarowania Pańskiego, możemy jeszcze śpiewać kolędy. Dobrze, bo gdyby jakoś ująć żywot dzisiejszej patronki, to idealnie wpisuje się on w "Pieśń o Narodzeniu Pańskim", czyli utwór pióra Franciszka Karpińskiego, popularnie znany jako "Bóg się rodzi". Pieśń ta nazywana bywa czasem królową polskich kolęd, jednak pozostawiając na boku owe rozważania o jej pierwszeństwie, warto z całą pewnością zwrócić uwagę na fakt, że jak mało która próbuje oddać cud Bożego Narodzenia. I będąc wobec tej tajemnicy Wcielenia bezradną, ogranicza się do oksymoronów – tak oto spotykają się ze sobą wyrazy o przeciwstawnych znaczeniach: Bóg -się rodzi, moc - truchleje, Pan niebiosów - obnażony. Tak, moment narodzin Boga w Betlejem przekracza naszą zdolność pojmowania, tak jak i przekracza ją także konsekwentne pójście za tym Narodzonym. I tutaj pojawia się właśnie dzisiejsza patronka, której życie jak mało której świętej opisać można, niczym w kolędzie Franciszka Karpińskiego, ciągiem oksymoronów. Zwykła dziewczynka, a wspominają ją dzisiaj setki milionów ludzi. Dwunastolatka, a pisali o niej mędrcy w sile wieku : św. Ambroży, św. Hieronim, papieże św. Damazy i św. Grzegorz I Wielki oraz wielu, wielu innych. Otoczona wianuszkiem zalotników, ale wpatrzona tylko w jednego wybrańca – Chrystusa. Kuszona obietnicą cudownej ziemskiej miłości, ale potraktowana falą nienawiści, gdy tylko postanowiła ją odrzucić. Przyprowadzona pod zarzutem bycia chrześcijanką przed oblicze sędziego, nie otrzymała sprawiedliwego wyroku. Powleczona za karę do domu publicznego, wyszła z niego nietknięta. Wrzucona do ognia, nie doznała nawet oparzenia. Idąc na ścięcie mieczem, była szczęśliwsza niż gdyby szła na swój ślub. Jej tocząca się po arenie stadionu Domicjana głowa, nie wzbudziła u widzów nawet jednego wiwatu. Tam, gdzie z rozkazu cesarza miała panować radość, zapanował powszechny płacz. Przegrała, a zwyciężyła. Umarła, a żyje. Do tego miejsce, gdzie poniosła haniebną śmierć, jest dzisiaj jednym z najpiękniejszych i najbardziej uczęszczanych miejsc Rzymu. Tyle paradoksów, a tylko jedna święta. Agnieszka. Artyści przedstawiają ją zwykle z barankiem. Dlaczego? Bo jej łacińskie imię Agnes wywodzi się od łacińskiego wyrazu agnus - baranek.