Dzisiejsza patronka jest na miarę naszych czasów. Nie znaczy to jednak, że jest postacią z XX wieku. Gdyby patrzeć na nią przez pryzmat roku urodzenia, to raczej bliżej by jej było do naszych pra-, pra-, prababć.
Dzisiejsza patronka jest na miarę naszych czasów. Nie znaczy to jednak, że jest postacią z XX wieku. Gdyby patrzeć na nią przez pryzmat roku urodzenia, to raczej bliżej by jej było do naszych pra-, pra-, prababć. W końcu przyszła na świat we Francji w 1576 roku i tam też zmarła, licząc sobie zaledwie 46 lat. Ale, gdy spojrzymy na nią z perspektywy jej rodzinnej historii, to okaże się, że jest kobietą na wskroś zrozumiałą dla ludzi wieku XXI. Ukochana jedynaczka dobrze sytuowanych rodziców, którzy - jak nakazuje tradycja - chodzą do kościoła. No dobrze, może nie chodzą co niedziela, ale z całą pewnością są katolikami i życzyliby sobie, żeby córka poszła w ich ślady. Kłopot tylko w tym, że ona wcale tego nie chce. Przecież świat wokół zwariował, wojna goni wojnę, deprawacja traktowana jest na równi z pobożnością, zaś ludzie... ludzie w obliczu powszechnego zagrożenia dbają przede wszystkim o swoją własną skórę. To nie jest czas na przestrzeganie zasad czy konwenansów. Nic więc dziwnego, że nasza dzisiejsza patronka, jako nastolatka postanowiła żyć właśnie duchem tego czasu, nie przejmując się zbytnio tym, czego chcą od niej rodzice. Poza tym, jak wiadomo, jedynaczce tak trudno się odmawia... Tak czy inaczej, bohaterka naszej dzisiejszej historii byłaby zatonęła w światowych rozrywkach i czasoumilaczach, gdyby nie choroba. Nie jej samej, tylko taty, a wraz z nią konieczna przeprowadzka do nowej parafii. I tutaj dopiero pojawia się w życiu naszej patronki kapłan, który nie tylko odmieni jej życie, ale także, przy okazji niejako, da nadzieję wszystkim proboszczom i wikarym, w sens ich posługi na przekór duchowi czasu. Byle tylko pielęgnowali osobistą więź z Bogiem, oto bowiem spotkanie tej wyzwolonej dwudziestolatki z duchownym nie zakończyło się żadną obyczajową aferą właśnie z uwagi na bezdyskusyjną świętość tego człowieka. Św. Piotr Fourier, bo to o nim mowa, pomógł naszej dzisiejszej patronce nie tylko odkryć żywego i prawdziwego Boga. Zrobił coś dużo więcej, otóż podjął trud poznania jej i wskazania drogi, którą odtąd mogłaby zacząć kroczyć w swoim życiu. Kroczyć na przekór docinkom znajomych i niezadowoleniu rodziców. Bo to faktycznie nie było zwyczajne, że córka lorda zaczyna chodzić w płóciennym, wiejskim habicie i uczyć biedne dziewczęta w zaadoptowanym do tego pomieszczeniu. Czas jednak pokazał, że poszła dobrą drogą. „Jak można żyć w pokoju pośród tylu wojen i pożóg… i pośród najgroźniejszego zagrożenia ze wszystkich – naszego ja – bo jesteśmy wypełnieni samouwielbieniem, wpychającym nas w zwątpienie i ciemność… Tylko w Tobie, mój Boże i moja Siło, mogę znaleźć to, czego szukam.” Tak właśnie dzisiejsza patronka pisała po latach, już jako przełożona założonej przez siebie wspólnoty zakonnej - Kanoniczek Regularnych (św. Augustyna) od Najświętszej Maryi Panny. Owo zgromadzenie dało zresztą początek nauczaniu podstawowemu w Lotaryngii, a szerzej nauczaniu dziewcząt we Francji. Czy wiecie państwo, kogo dzisiaj wspominamy? Kto życie duchem czasów zamienił na życie w Duchu Świętym? Mowa o bł. Alicji le Clerc, która w zakonie przyjęła imię Marii Teresy od Jezusa.