Czy to, co czytamy w Piśmie Świętym, należy rozumieć dosłownie?
Orygenes, wielki autorytet w sprawach Biblii w pierwotnym chrześcijaństwie, odpowiedziałby na tak postawione pytanie prosto : nie. W jego rozumieniu bowiem w interpretacji Biblii pierwszeństwo dawać należy sensowi przenośnemu. Czyż bowiem Jezus, gdy nauczał, że lepiej odciąć sobie rękę, niż pozwolić by była dla nas powodem do grzechu, nawoływał dosłownie do samookaleczenia? Oczywiście, że nie. Chciał w ten sposób przekazać nam prawdę, że musimy radykalnie odrzucać od siebie okazję do grzechu. Nawet, gdy sprawia nam to wewnętrzny ból. I jak tu się nie zgodzić z tak autorytatywnie wyrażoną interpretacją? A jednak znalazł się ktoś, kto postanowił podjąć z Orygenesem dyskusję, a nawet mu się przeciwstawić. No bo przecież jeżeli wszystko zaczniemy interpretować przenośnie, to okaże się, że zamiast Pisma Świętego zaczniemy mieć do czynienia z bajką. Pobożną, ale bajką. Tymczasem jest to także konkretna historia Zbawienia. A jeśli tak jest to Pismo święte należy interpretować tak, jak brzmi tekst, chyba że autor natchniony daje wyraźnie do zrozumienia, że w danym wypadku chodzi mu o sens ukryty w przenośni, przypowieści czy też opowieści. I tej zasady trzyma się po dzień dzisiejszy Kościół katolicki, a pierwszy fundament pod taki sposób myślenia o Piśmie Świętym położył właśnie on – dzisiejszy patron. O jego młodości i rodzinie nic nie wiemy. Wiemy natomiast z pewnością, że oddał się nauce języka hebrajskiego i studiom biblijnym. Że jego sława zaczęła ściągać do niego uczniów. Że założył własną szkołę w Antiochii. Że wśród jego uczniów znalazł się m.in. św. Grzegorz Cudotwórca, biskup Neocezarei w Poncie. Oraz, że po przeniesieniu swojej szkoły do Nikomedii, w czasie prześladowań Kościoła, został aresztowany i ostatecznie po 9 latach uwięzienia ścięty mieczem 7 stycznia 312 roku. Było to na rok przed edyktem mediolańskim, kończącym okres prześladowań chrześcijan w starożytności. Czy znacie państwo imię dzisiejszego patrona? To święty Lucjan.