Otacza nas krytyka, nawet bardzo wiele krytyki. Współczesny świat do tego stopnia epatuje rozmaitymi negatywnymi uwagami na wszystkie niemal tematy, że czasami trudno nam jeszcze zachować zdolność rozróżniania między krytyką a krytykanctwem, między słusznym wytknięciem błędu, a rozładowaniem negatywnych emocji i ukrytą formą agresji. Najtrudniej jednak jest nam wtedy, gdy tak rozumiana krytyka dotyczy bezpośrednio nas.
Jak wtedy reagujemy? Wiele zależy od tego, kim jesteśmy sami dla siebie i jak siebie przeżywamy. Nie chodzi bowiem wyłącznie o to, czy kierowane pod naszym adresem słowa krytyki są słuszne, czy też nie. Ważniejsze czasami od merytorycznej strony zarzutów jest to, co one w nas wywołują. Wśród rozmaitych stylów reagowania na krytykę i obwinianie będą bowiem takie, które zawsze łączą się z podporządkowaniem, uległością i poczuciem winy – nawet jeśli obiektywnie patrząc, nie było do tego żadnych podstaw. Jaki więc komunikat słyszymy w naszej głowie, gdy ktoś – także niesłusznie – wytyka nam błędy, obwinia, krytykuje, a nawet poniża? Pewna część osób zareaguje poczuciem, że faktycznie to ich wina, że jak zwykle nic im nie wyszło, że są głupie, beznadziejne, niekompetentne. Ulegle poddając się krytyce nie będą zdolne do sprzeciwu czy postawienia granic. Przeciwnie, krytyka obudzi w nich poczucie, że są gorsze od innych, że nie mają prawa do własnych pragnień i potrzeb, że krytyczne uwagi należy bez zastrzeżeń akceptować. Będą nawet skłonne do wyszukiwania zdarzeń i sytuacji, które potwierdzają zasłyszane uwagi, choć na poziomie racjonalnym mogą się z nimi nie zgadzać i próbować jakiejś formy sprzeciwu. Ten rozdźwięk między racjonalną oceną sytuacji, a dyktatem poddających się krytyce emocji prowadzi zazwyczaj, ostatecznie, do zwycięstwa tych drugich. Osoby nadmiernie podporządkowujące się krytyce radzą sobie w taki sposób z przekonaniem, które przez lata utrwalało się w ich świadomości, wyznaczając styl ich funkcjonowania: że są gorsze od innych, słabsze, nieporadne. W konsekwencji więc dają się prowadzić temu przekonaniu i ulegają mu, minimalizując w ten sposób wewnętrzny dyskomfort i emocjonalne napięcie. Wpadają tym samym w pułapkę mechanizmu, który każe im ulegle stosować się do narzuconych zasad, wycofywać się milcząco w trakcie sporów, poddawać dominacji osób silniejszych, bardziej pewnych siebie, czy wreszcie za wszystko przepraszać – zazwyczaj nie z przekonania, ale dla świętego spokoju. Oczywiście, nie chodzi o to, aby nakłaniać do kłótni, promować bunt czy podsycanie sporów. Problem jednak w tym, że osoby wybierające nadmierne podporządkowanie czynią tak nie ze względu na walkę z pychą, samozaparcie, pracę nad skłonnościami narcystycznymi czy ascezę, ale z powodu zniekształconego obrazu samych siebie, w który uwierzyły. Uległość wobec tego, co ów obraz nam komunikuje jest jedną z form radzenia sobie z toksycznymi komunikatami, które bombardowały nas zazwyczaj w czasach naszego dzieciństwa i których zatrute owoce oddziałują także na naszą dorosłość. Jeśli więc dziecko słyszało z ust osób najbliższych surową, regularnie powtarzającą się krytykę – że jest głupie, brzydkie, nieudolne – w końcu uznawało to za prawdę o sobie i asymilowało te komunikaty jako utrwalony wzorzec samorozumienia i samoprzeżywania. Niektóre dzieci radzą sobie z tym wzorcem przez bierną akceptację i podporządkowanie się komunikatom, które z niego płyną. W konsekwencji więc przyjmują za prawdziwe to, co o sobie usłyszały i wedle tego żyją – niepewne, smutne, zagubione, z wykształconym niskim poczuciem wartości, zaburzonym obrazem samych siebie oraz innych ludzi, z przekonaniem, że cały świat właśnie tak ich widzi i ocenia. Takim ludziom bardzo trudno uwierzyć, że mają wielką wartość, że ktoś ich kocha, a także – że bezwarunkowo kocha ich Bóg. Czasami trzeba długo i cierpliwie oswajać ich serca z tą prawdą, zanim utrwalony styl nadmiernego podporządkowania ulegnie w nich przemianie i osłabnie jego toksyczne działanie. Dlatego lepiej zawczasu zapobiegać jego wykształcaniu. Warto o tym pamiętać, zanim w rozmaitych, często trudnych dialogach z naszymi dziećmi skierujemy do nich słowa niszczące ich poczucie własnej wartości.