Karpie ze stawów w klasztornym ogrodzie, upieczone przez siostry i ręcznie ozdabiane pierniczki, miody, świąteczne ciasta i przetwory można kupić u sióstr benedyktynek w Staniątkach, a przy okazji - wesprzeć 800-letnie opactwo.
Staniąteckie karpie są słynne na całą Polskę. W grudniu telefony do opactwa się urywają. Ludzie przyjeżdżają z Krakowa, z Warszawy, ryby trafiają też do zgromadzeń zakonnych. Pracy przy tym mnóstwo, ale mniszki szukają w niej Pana Boga. - Nieważne, czy zamiatam, czy sprzedaję, czy piszę książki. U Niego wszystko się liczy - twierdzi staniątecka ksieni matka Stefania Polkowska.
W korytarzach starego klasztoru unosi się korzenny zapach. Siostra Julia, Ślązaczka, wyjmuje z pieca pachnące piernikowe Mikołaje w dwóch wersjach - z torbą prezentów i z pastorałem biskupim. Są też mniejsze ciasteczka. Wszystkie będą ozdobione lukrem, do którego dodawana jest odrobina białka z jaj znoszonych przez biegające po benedyktyńskim podwórku kury.
Półki sklepiku przy furcie uginają się od słoików wypełnionych specjałami wymyślonymi przez siostry. Receptury powideł z zielonych pomidorów, konfitury z pigwy czy cynamonowej niespodzianki są pilnie strzeżone. - Ja nie gotuję, ale cynamonowa niespodzianka to mój autorski pomysł. Miałyśmy kiedyś nadmiar czerwonych pomidorów i trochę eksperymentowałam. Ale efekt jest niezły - zachwala matka Stefania. Opiera się namowom, by zdradzić skład niezwykłych powideł.
Z kuchni wychodzimy na podwórko. Przybiegają Michaś i Barcik, dwa osiołki. Młodszy zaczepia starszego, starszy tuli się czule do matki Stefanii. - Trzeba uważać, bo podskubują fraki - śmieje się mniszka, wyraźnie uszczęśliwiona. Cale towarzystwo obszczekuje Reksio. Jego siostra Pika trzyma się w bezpiecznej odległości, bo rozbrykany Barcik kopnął ją kiedyś i od tego czasu czuje przed nim respekt. Psina daje się w końcu namówić na spacer do rozległego ogrodu sióstr. - Tak odpoczywam. Zwierzaki mnie odprężają - wyznaje ksieni. Odpręża też jesienny ogród, cichy i pusty o tej porze roku.
Ale prawdziwą siłę i odpoczynek daje Bóg. - Wróciłam kiedyś ze zjazdu przełożonych, weszłam do opactwa i poczułam, jakby oblała mnie łaska Boża, dosłownie moc z góry. Ja nigdy nie szukałam objawień, jestem realistką i mocno stąpam po ziemi. A jednak Pan Bóg dał mi takie doświadczenie. Jakby chciał mi powiedzieć, że jest ze mną - opowiada matka Polkowska.
- Przy stole wigilijnym pamiętamy o ludziach, którzy nas odwiedzają, o tych, którzy kupili u nas ryby, ciasta świąteczne, przetwory. Tworzymy wspólnotę, są wtedy z nami - przekonuje gospodyni Staniątek.
Świąteczne produkty kupimy w opactwie. Szczegółowe informacje można uzyskać na furcie i pod numerem telefonu: (12) 281 80 58.
S. Benedykta (z lewej) i s. Julia z kolejną partią świątecznych pierniczków. Magdalena Dobrzyniak /Foto Gość