Jego osobista postawa przyciągała do Zielonej Doliny naśladowców, co zakończyło się ostatecznie powstaniem tam wspólnoty kanonickiej, która przyjęła regułę św. Augustyna i poddała się zwierzchnictwu opactwa św. Wiktoryna pod Paryżem.
Tam w wieku 24 lat rozpoczął swoją drogę jako kapłan, stamtąd jako 50-letni mężczyzna uciekł w popłochu, tam też po swojej śmierci powrócił i spoczywa po dzień dzisiejszy. Mowa o stojącym nieprzerwanie od 800 lat w sercu Brukseli kościele pod wezwaniem św. Michała i św. Guduli. Dzisiaj to królewska katedra, ale około roku 1300 była to po prostu kolegiata, czyli kościół wokół którego skupili się kanonicy. Jednym z nich był wuj naszego dzisiejszego patrona i to on wziął go pod swoje skrzydła i zatroszczył się o jego wychowanie i edukację. Troska ta przyniosła zresztą wkrótce niezwykłe owoce, bo ów młody człowiek po przyjęciu święceń kapłańskich stał się prawdziwym światłem, które z Brukseli zajaśniało na całą Brabancję i dalej, na zachodnia Europę. Dość powiedzieć, że jeszcze przed 50-tką dostał tytuł Doktora Przedziwnego i Bożego Nauczyciela. Jego ascetyczne dzieła o głębokiej duchowości, pełne rad i pouczeń, pisane nie po łacinie tylko w języku staroflamandzkim, żeby być lepiej rozumianym przez wiernych, osiągały szczyty popularności. Był powszechnie poważany i finansowo zabezpieczony na długie, długie lata. Mógł żyć jak przysłowiowy pączek w maśle. Mógł, ale odrzucił to wszystko i z brukselskiego kościoła św. Goduli uciekł do Groenendaal, to jest Zielonej Doliny niedaleko Brukseli, gdzie zaczął wieść życie kontemplacyjne. I tak jak jego wuj pomógł mu ćwierć wieku wcześniej zostać kapłanem, tak teraz on, dzisiejszy patron, zabrał ze sobą swojego wuja, by w odosobnieniu, w ciszy, we wspólnie odmawianej liturgii godzin i praktykowaniu ubóstwa wrócić do Tego, który jest sercem Kościoła. Do Chrystusa. Cierpiącego i Triumfującego. Dla Brukselczyków był to prawdziwy szok, ale dla bohatera tej historii raczej duchowa konieczność. Bez niej stałby się taki sam, jak wszyscy ci, o których zaczął w drugiej połowie swojego życia pisać. A bolało go, że szafarze stają się sprzedawcami tajemnic Bożych. Że zakony stają się folwarkami, a etyka kapłańska upada. Czy jednak radykalna zmiana stylu życia Doktora Przedziwnego i Bożego Nauczyciela sprawiła, że przestał pisać? Nie, ale odtąd w jego tekstach pojawiło się wezwanie do działania, które mogłoby uchronić od zguby "pasterzy i ich owce". I tak nasz dzisiejszy patron przyłączył się do coraz liczniejszych w połowie XIV wieku głosów, które zaczęły upominać się o konieczną i natychmiastową reformę w Kościele. Jego osobista postawa przyciągała do Zielonej Doliny naśladowców, co zakończyło się ostatecznie powstaniem tam wspólnoty kanonickiej, która przyjęła regułę św. Augustyna i poddała się zwierzchnictwu opactwa św. Wiktoryna pod Paryżem. Przez kolejne 30 lat, to jest aż do swojej śmierci w wieku lat 90, kierował nią właśnie on, dzisiejszy patron. Wiecie państwo o kim mowa? O bł. Janie z Rusbroch, którego doczesne szczątki trafiły po wiekach z powrotem do kościoła św. Guduli w Brukseli. Na jego nagrobku można dzisiaj przeczytać : "Nie rozważać dobra Boga i dzieł przewrotnych człowieka - to brak rozsądku. (...) Kto nie pragnie z całego serca nawrócić się dla Boga, nie potrafi kochać.”