Filozofowie ubierali niegdyś swoje poglądy w formę listu czy nawet serii listów. Nie zawsze były one dla czytelników tak wyrafinowaną literacką zabawą jaką do dzisiaj oferują „Listy perskie” Monteskiusza, ale miały intelektualną wagę. A stąd miewały także swoje konsekwencje. Te zaś nie zawsze były dla autorów przyjazne.
Ot, choćby słynny list Piotra Czaadajewa, za który autor skazany został na przymusowe leczenie psychiatryczne. Działo się to za cara Mikołaja I, a więc na długo przedtem zanim na ten prosty sposób pozbywania się nieprawomyślnych poddanych (zwanych już jednak wówczas obywatelami czy towarzyszami) wpadli komuniści. Dzisiaj pisze ten i ów filozof coś rodzaju listu na facebooku. I, niekiedy wbrew pozorom, warto czytywać te internetowe przemyślenia miłośników mądrości. Bywa bowiem i tak, że i niewielkie wstrząsy zwiastują wybuch wulkanu, jak nas sejsmolodzy przekonują monitorując sytuację na Islandii. Dzisiaj podzielę się z Państwem refleksją jaka przyszła mi do głowy w trakcie lektury fejsbukowego wpisu pewnego mocno starszego wiekiem filozofa. A napisał on coś w rodzaju skargi na to, że [cytuję]: „/…/ przyszłe pokolenia nie są [teraz] wyborcami. Dlatego ich interesu w demokracji nie bierze się pod uwagę, można go swobodnie deptać na rzecz interesu wyborców, czyli ludzi żyjących tu i teraz. Czyżby uratować ludzkość mogła tylko jakaś bezwzględna i globalna, ale przy tym ś w i a t ł a DYKTATURA, która weźmie pod uwagę interes przyszłych pokoleń, a choćby i interes żyjących pokoleń, ale interes dalekosiężny. Bo i obecnie żyjących wyborców trzeba chronić przed nimi samymi!. (Czyli już prędzej w Chinach można coś w tej sprawie zrobić i zaczniemy żałować, że Zachód zdominowany jest przez demokrację??). A może jednak - jeśli gromada młodych i najmłodszych wyborców zdominuje głos aktualnych wyborców - to uda się jeszcze uratować ludzkość w ramach demokracji? Trzeba jednak MOCNO OGRANICZYĆ WPŁYW STARSZYCH WYBORCÓW. A jak to zrobić? Trzeba by głosy traktować nierówno, przydać im różną pokoleniową wagę - w każdym razie w decyzjach wykraczających w skutkach poza krótki horyzont starszych ludzi. Bo na ich troskę o wnuków nie ma co liczyć, niestety. Mając krótszą perspektywę życia przed sobą, tym bardziej chcą tego życia jeszcze za życia użyć”. [koniec cytatu] No cóż, można by się zastanawiać, czy mamy do czynienia z listem filozofa czy może tylko żartem filozoficznym? W mojej opinii – subiektywnie rzecz biorąc, jest to forma internetowego listu otwartego, ale biorąc pod uwagę jego treść, to obiektywnie zakrawa ten internetowy wpis raczej na smutny żart. Bo cóż niby ów filozof w rzeczy samej proponuje - parlament dzieci i młodzieży? Czy może koronację króla Maciusia I?
Odłóżmy jednak na bok żarty. Idzie wszak filozofowi – to już obiektywnie - raczej o dyskryminację ze względu na wiek. Dyskryminację uzasadnianą, a jakże, dobrem wspólnym. Dla jasności - nie mam powodu ani prawa sądzić, że ów filozof, autor listu, w trakcie swojego długiego życia nie stał się szczerym liberalnym demokratą, ba, domyślam się nawet, że jest dzisiaj nie mniej szczerym demokracji obrońcą, człowiekiem walczącym z marginalizacją i wykluczeniem społecznym. Tylko ten demos, jakoś ciągle nie na poziomie demokracji… Tak demos w opinii wielu skądinąd wielbicieli demokracji jakoś słabo się sprawdza. Stąd pojawiają się idee już to światłej dyktatury, już to pomysły zgoła surrealistyczne, jak choćby ten autorstwa znanej reżyserki Agnieszki Holland, a który sprowadza się do tego, by na trzy kadencje zawiesić czynne prawa wyborcze mężczyznom. To ostanie dałoby się jeszcze od biedy wytłumaczyć interesem własnym – wszak Agnieszka Holland jest kobietą. Ale skąd dyskryminacja ze względu na wiek u sędziwego skądinąd autora? „Młodości! dodaj mi skrzydła…” – to wszak stara, ale jak się okazuje, ciągle aktualna śpiewka. Przecież realizacja prezentowanego przez naszego filozofa pomysłu jego samego praktycznie wykluczyłaby z uczestnictwa w święcie demokracji, czyli wyborach do parlamentu. Ale ów cytowany przeze mnie filozof to nie tylko obrońca demokracji, to także człowiek postępu społecznego. No właśnie… W książce Rogera Kimballa zatytułowanej „Długi marsz – jak rewolucja kulturalna z lat 60-tych zmieniła Amerykę” Alan Ginsberg, hippisowaty artysta w dyskusji z konserwatywnym komentatorem Normanem Podhoretzem zapowiedział, że obóz postępu zemści się na znienawidzonym tradycyjnym społeczeństwie indoktrynując dzieci. To wreszcie stare marzenie wielu filozofów (chociażby Platona) i polityków (tu wszelkie barwy totalitaryzmu), żeby – odsunąć od władzy i wpływów stare pokolenie, a ukształtować i wykorzystać dzieci na swoja modłę. A efekty takich indoktrynacji? No cóż, w Związku Sowieckim też właśnie dziecko stało się jednym z czołowych bohaterów postępu, dzisiaj powiedzielibyśmy – celebrytą.
Pawlikowi Morozowowi, bo o niego tu chodzi, stawiano pomniki, pisano o nim poematy, sztuki, pieśni, symfonie, nawet operę. Wielki pisarz Izaak Babel pisał scenariusz do filmu o Pawliku, zaczął go kręcić geniusz kina Siergiej Eisenstein. Murali jeszcze nie było, ale można być pewnym, że Morozow miałby i murale. Za jakie zasługi małego Pawlika te wszystkie zaszczyty? Nieco starsi słuchacze doskonale wiedzą, a młodsi znajdą szczegóły niezwykłej kariery Pawlika Morozowa w Wikipedii. Tyle tylko, że droga postępu, którą z takim entuzjazmem podążał Pawlik Morozow okazała się drogą na manowce.