Wiadomości nieustannie nas bombardują. Naloty dywanowe odbywają się w radiu, telewizji, internecie. Siedzący za sterem bombowców starają się zamienić w gruzy to, co dotąd tworzyło fundamenty naszej rzeczywistości i silny punkt odniesienia.
Kilka dni temu zrobiło się głośno z powodu radosnych dla wielu informacji roznoszonych na forach internetowych i brzmiących mniej więcej tak: „Wielka rewolucja w brytyjskich teatrach. Koniec historycznego zwrotu: "Ladies and gentlemen". Brytyjskie teatry idą z duchem czasu”. Wśród zaleceń znalazły się także wskazówki, aby podczas pracy nad scenariuszem starać się zatrudniać konsultantów zaznajomionych z tematyką LGBT, a w czasie castingów informować o szerszym aspekcie postaci niż tylko kolor skóry, płeć, ale też specyfice każdego bohatera. Jakby teraz reżyserom już nie chodziło o to jakie moce i pragnienia walczą w ich bohaterach ich sztuk, ale o to kim oni się czują – kobietami czy mężczyznami. Bo przecież „wybór należy do ciebie”.
Powitanie teatralne „Panie i panowie” – jako uszanowanie widzów i zachęta do wyłączania komórek, przenosiło w klimat tradycyjnego teatru z lożami, aksamitnym obiciem foteli i ścian, z mocą wypowiadanego w nim słowa. Przywoływało ducha dawnych epok, kiedy damy w jedwabnych sukniach z gorsetami, z perłami na szyjach, a panowie w smokingach, czyli w stroju odświętnym i zróżnicowanym ze względu na płeć, podkreślali rangę wydarzenia w jakim brali udział. Dzisiaj, gdy na wybiegach mody można zobaczyć mężczyzn wciśniętych w gorsety, a kobiety w smokingach sięgających pępka, ma się wrażenie, że obowiązkowy odświętny strój nie żadnego znaczenia. Cała tradycja pielęgnowana przez modystki, krawcowe, manufaktury produkujące tkaniny, rozpadła się w pył. To zresztą tylko dodatkowa refleksja na marginesie usunięcia zwrotu doceniającego obie płcie zasiadające na teatralnej widowni.
Kiedy usłyszałam informację o potrzebie rozmazania przynależności do konkretnej płci widzów, przypomniały mi się któreś tam z kolei moje odwiedziny u Czesława Miłosza, w jego domu przy ulicy Bogusławskiego w Krakowie. Pisałam wtedy wiersze, z których trudno było wywnioskować czy jestem kobietą, czy mężczyzną. Pan Czesław zwrócił mi wtedy zdecydowanie uwagę: „Niech pani zdejmie tę przyłbicę i pokaże, że jest kobietą. Wtedy rozkwitnie pani w pełni.” Dodał też, że nie należy ukrywać swojej płci, ale warto się do niej przyznawać, bo ona nas tworzy i dodaje urody. Gdyby tak dziś powiedział zostałby skreślony przez zwolenników postępowych trendów.
Posłuchałam wtedy Poety i jestem dziś z tego zadowolona. A teatry brytyjskie… Cóż… Dopóki jeszcze uwzględniają płeć bohaterów prezentowanych w nich komedii, tragedii, jest dla nich jakaś nadzieja…
Najlepiej byłoby w tej sytuacji zaśpiewać, dziś niepoprawną politycznie piosenkę świetnie wykonywaną przez Magdę Umer: „Ach, panie, panowie, ach, panie, panowie, już ciepła nie ma w nas. Co było, to było, minęło jak miłość, prześniło, przelśniło - wyśniło się do dna”