Kiedyś zaniedbywanie dzieci kojarzyło się ze smutnym widokiem umorusanego, głodnego malucha wałęsającego się bez celu po ulicach lub wystającego w brudnej bramie starej kamienicy.
Dziś dzieci zaniedbywane przez rodziców często mają pod dostatkiem rozmaitych rozrywek i wypełniaczy czasu – od najnowszego modelu komórki, czy dostępu do świata najlepszych gier, aż po wszelkiego rodzaju media dające bezproblemowy wgląd w najbardziej nawet niedozwolone obszary. Nie zastąpi im to jednak uwagi, bliskości i troski rodziców – tego przecież zostały pozbawione, mimo że niczego bardziej nie potrzebują. Niezależnie od rodzaju zaniedbania, rodzice w taki sposób traktujący swoje dzieci budzą w nas uzasadniony sprzeciw i gniew. Często jednak nie zdajemy sobie sprawy z tego, że również Ci, którzy stanowią ich całkowite przeciwieństwo, mogą w nie mniej poważny sposób uszkadzać osobowy i emocjonalny rozwój swoich dzieci.
Co jest przeciwieństwem zaniedbania? Kontrola, a właściwie nadmierna kontrola. Samo bowiem kontrolowanie dziecka nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie – jest nawet bardzo potrzebne i konieczne. Kłopot jednak w tym, że czasami staje się niczym klatka, w której na długie lata uwiązana zostaje psychika dorastających dzieci. Początkowo wszystko wygląda bardzo pozytywnie. Rodzice podążają krok w krok za swym dzieckiem, usuwają wszelkie przeszkody i piętrzące się przed nim trudności, wybierają, decydują, podpowiadają i prowadzą. Szybko jednak okazuje się, że wraz z rozwojem dzieci ta kontrola nie zmienia się i nie adaptuje należycie do ich wieku oraz poziomu rozwoju. Staje się natomiast coraz bardziej toksyczna i uciążliwa. W przekonaniu, że dziecko nie potrafi należycie ocenić swoich potrzeb, kompetencji i możliwości, rodzice zarządzają wszystkimi jego sprawami, w znacznym stopniu ograniczając jego swobodę i upośledzając samodzielność. To oni więc decydują o jego zainteresowaniach i wymuszają rozwój w kierunku, który ich zdaniem będzie dla niego najlepszy. Wpływają na relacje z rówieśnikami, których selekcjonują wedle własnych upodobań, a także na sposób spędzania wolnego czasu – zawsze w zgodzie z ich upodobaniami. Nadmiernie kontrolujący rodzice potrafią wzbudzać w dziecku poczucie winy, gdy próbuje budować swoją niezależność, lub wzmacniać w nim przekonanie, że jest nieporadne, słabe i niekompetentne – że z pewnością nie poradzi sobie samo w otaczającym je świecie. Czasami dochodzi do tego również mechanizm emocjonalnego wikłania – zwłaszcza wtedy, gdy rodzice są ze sobą w konflikcie i jedno z nich próbuje pozyskać dla siebie dziecko, przytrzymując je i przeciągając na swoją stronę. Kontrolujący rodzic potrafi uczynić z dziecka powiernika własnych tajemnic i uczuć (także tych negatywnych, adresowanych przeciw współmałżonkowi). Zwierza się dziecku i oczekuje tego samego. Chce spędzać z nim czas lub zarządzać tym czasem zgodnie z własnymi preferencjami. Oczekuje od dziecka, że będzie partnerem kojącym jego frustracje, niepowodzenia, trudności relacyjne, czy poczucie osamotnienia. Niestety, często prym wiodą w tym matki, które swoją symbiotyczną, zalewającą postawą przywiązują do siebie dziecko ponad miarę, wymuszając na nim coś na kształt chorobliwej lojalności i żądają, aby spełniało jej sfrustrowane potrzeby oraz oczekiwania. Broniąc się przed tym, dziecko słyszy więc komunikaty w stylu: „Jesteś niewdzięczny”, „Tyle dla ciebie poświęciłam i tak mi odpłacasz”, „Nie mam w tobie żadnego wsparcia, „Jak można być takim egoistą”, „Myślisz tylko o sobie”. Najczęściej też nie potrafi się przed nimi właściwie obronić. Ulegając presji nadmiernej kontroli, wchodzi w przetrwałą, symbiotyczną relację, do której z czasem przywyka i uzależnia się od niej. Zamiast samodzielności, sprawczości i dojrzałej indywidualności wykształca się w nim nieporadność i postawa silnej zależności od rodziców, a ukryte gdzieś w głębi, sfrustrowane potrzeby dają o sobie znać rozdrażnieniem, smutkiem, społecznym wycofaniem i silną lękowością. Uwalnianie od skutków nadmiernej kontroli może być długim i trudnym procesem – nie zawsze w pełni udanym. Bóg jednak może prowadzić człowieka w tym procesie – zwłaszcza wtedy, gdy ten zgodzi się powierzyć mu kontrolę nad własnym życiem i zaufać Jego opatrzności. Dzieci wychowane w nadmiernej kontroli często, jako dorośli, powielają ten mechanizm, Bóg natomiast cierpliwie przekonuje ich serca, że warto, aby swe troski przerzucili na niego. Skoro bowiem On troszczy się nawet o ziele rosnące na polu, to o ile bardziej weźmie w opiekę tych, których ponad wszystko umiłował.
Kup w naszym sklepie