To mógł być wieczór, po długiej i męczącej podróży. Mógł to być też poranek, gdy czas błyskawicznie ucieka wśród różnych zajęć, albo leniwe popołudnie. Dzisiejszy patron mógł się tam znaleźć przypadkiem, w trakcie wojennej wyprawy.
Ale mogło być i tak, że jak co dzień przemierzał swoją trasę patrolowej służby w czasie pokoju. Nie wiadomo też, ile właściwie czasu spędził w wojsku – czy był to 5 rok służby w legionach, jak chcą jedni, czy 25 a więc ostatni, jak widzą to inni. Tak czy inaczej jedno w każdej z tych wersji jest pewne. Oto legionista Marcin dostrzegł człowieka u bram miasta Amiens. To znaczy legendy mówią o półnagim żebraku, o kimś w łachmanach, kto wyciąga rękę w stronę legionisty w proszącym geście. I jest w tym obrazie coś pociągającego z jednej strony biedak liczący na litość, a z drugiej bóg wojny w wyczyszczonym i błyszczącym pancerzu, z opończą na ramionach. Ale gdyby tak było w istocie, Marcin po prostu przeszedłby obok. No bo ilu potrzebujących widział już w swoim życiu? W najlepszym razie z poczuciem wyższości rzuciłby na drogę jakąś drobną monetę. Ale z całą pewnością, nie zatrzymałby się, nie zdjął opończy, nie podzielił jej na dwie części i jednej z tych części nie oddał proszącemu. Żeby to zrobić w proszącym trzeba dostrzec człowieka, a nie żebraka. A jeśli w żebraku widzi się człowieka, to zwykle cały świat zaczyna się wtedy widzieć inaczej. Na potwierdzenie tej zmiany jeszcze tej samej nocy Marcinowi przyśnił się sen : ujrzał w nim odzianą w połowę jego opończy świetlistą postać, która mówi do aniołów : "To Marcin okrył mnie swoim płaszczem". Po przebudzeniu nasz dzisiejszy patron miał mętlik w głowie. Znał różne bóstwa, ale żadne nie pasowało do postaci ze snu. Gdy w końcu spotkał chrześcijan, zrozumiał i swój sen i świat, który zmienił się dla niego wraz ze spotkaniem potrzebującego człowieka u wrót Amiens. Dostrzeżenie w drugim bliźniego sprawiło że życie legionisty Marcina uległo zmianie. Zmiana była zasadnicza skoro dzisiaj wspominamy go jako św. Marcina z Tours, pierwszego wyznawcę nie-męczennika w dziejach Kościoła. Wiecie państwo jak w największym skrócie potoczyły się jego dalsze losy? Przyjął chrzest, opuścił wojsko, stał się uczniem św. Hilarego, biskupa Poitiers, przez chwilę był pustelnikiem, ale wobec licznych naśladowców założył w 361 roku pierwszy klasztor w Galii. Ostatecznie pomimo jego sprzeciwu 10 lat później wybrano go biskupem Tours. A wszystko zaczęło się od jednego uważnego spojrzenia na drugiego człowieka.