Dzieci nie są naszą własnością. Jako rodzice odpowiadamy za ich rozwój i mamy dać im wszystko to, co pozwoli rozwinąć ich osobowy potencjał, dorosnąć, usamodzielnić się i następnie twórczo eksploatować świat.
Dzieci są więc nam dane i zadane nie po to, aby realizowały nasz subiektywny plan na ich życie, ale po to, abyśmy pomogli im odkryć ich własny. Pozornie to takie oczywiste. W rzeczywistości jednak okazuje się często dużo trudniejsze, niż sądzimy.
Zdecydowana większość rodziców chce dla swoich dzieci wszystkiego co najlepsze. Tak przynajmniej tłumaczymy wiele naszych wychowawczych działań. Czasami jednak to, co z taką właśnie intencją stosujemy wobec naszych pociech, faktycznie ma pomóc nie im, ale nam. Oczywiście, nie przyznamy się do tego od razu – nierzadko także dlatego, że najzwyczajniej nie jesteśmy świadomi, jak bardzo determinujące nas uwarunkowania oddziałują na nasze dzieci. Nie zmienia to jednak faktu, że niejednokrotnie właśnie dzieci służą nam do realizacji naszych ambicji, oczekiwań i niespełnionych pragnień – zwłaszcza wtedy, gdy rządzi nami schemat nadmiernych wymagań.
Oczywiście, wymagania, oczekiwania i rozmaite potrzeby są integralnym elementem naszego życia. Trudno byłoby się ich pozbyć. Bywają jednak rodzice, którzy pewne swoje potrzeby – na przykład sukcesu, uznania, akceptacji – zaspakajają, stawiając swym dzieciom wygórowane wymagania i oczekując ich perfekcyjnej realizacji. Tacy rodzice traktują dzieci nie jako autonomiczne osoby, ale jako przedłużenie samych siebie. A ponieważ bardzo liczą się z tym, jak wypadają na tle innych, jak postrzega ich społeczeństwo lub też – co myślą i mówią o nich ludzie, oczekują od swych dzieci perfekcji w obszarach, które z różnych względów są dla nich szczególnie istotne. Czasami rzecz dotyczy sukcesów w nauce, zachowania, osiągnięć sportowych, dobrych manier lub innych jeszcze rzeczy; niejednokrotnie wszystkiego po trochu. W tych ważnych dla siebie sferach perfekcjonistyczni rodzice wymagają od dzieci bezwzględnych sukcesów, a osiągnięcia, które nie spełniają ich standardów i nie przynoszą im emocjonalnej satysfakcji, traktują jako porażkę i tak komunikują swym dzieciom. Nie są to wyłącznie komunikaty słowne w stylu: „Niczego w życiu nie osiągniesz”, „Powinieneś się wstydzić”, „Spójrz na swojego kuzyna – on to ma dopiero sukcesy”, „Weź się wreszcie do roboty”, lub jeszcze inne. Łączy się z nim również frustracja emocjonalna, którą często rodzice wyładowują na swoich dzieciach. Karzą je przy tym uczuciowym chłodem i odrzuceniem, warunkując miłość oraz odmawiając bliskości. Swoje rozczarowanie uzewnętrzniają w słowach, gestach, mimice twarzy, w lekceważących, a nawet pogardliwych uwagach. Wielu rodziców nie potrafi zapanować nad ogarniającym ich rozczarowaniem, gdy syn lub córka nie przejawiają cech wybitnych lub nie wyróżniają się w jakiś szczególny sposób na tle innych. Często również, z obawy aby nie demotywować swoich dzieci, skąpią im pochwały, z dystansem i chłodem reagują na ich sukcesy lub poddają nieustannej krytyce, chcąc zmusić do większego wysiłku.
Porównując z innymi, uzależniając od swojej opinii, traktując protekcjonalnie i lekceważąco, wyrządzają swoim dzieciom ogromną krzywdę. Zmuszają je bowiem do nieustannego mierzenia się z wygórowanymi oczekiwaniami, wzbudzając przy tym poczucie winy, braku wartości, wstyd, i lęk przed oceną. Czasami także potrafią chwalić się osiągnięciami swoich dzieci ponad miarę, wywierając toksyczną presję i domagając się kolejnych sukcesów.
Czy można się więc dziwić, że dzieci poddane perfekcjonistycznemu rygorowi wchodzą w dorosłe życie z silnym poczuciem, że na miłość trzeba zasłużyć, że jest ona warunkowa i uzależniona od wyśrubowanych do granic możliwości starań. Nie potrafią oddzielić swojego poczucia wartości od osiąganych sukcesów, i z czasem w taki również sposób wartościują innych. Apodyktyczni i omnipotentni – perfekcyjne ofiary nadmiernie wygórowanych oczekiwań – żyją pośród nas i cierpią, choć pozornie wyglądają na ludzi dominujących i zaradnych. Trudno ich uwolnić od brzemienia, które niosą. Zamiast więc uwalniać, lepiej zapobiegać, zastanawiając się, czy przypadkiem nie nakładamy na nasze dzieci ciężarów, których sami, w takiej czy innej formie, nie mieliśmy niegdyś siły dźwigać.
Aleksander Bańka