Jak co roku wieloletni sekretarz św. Jana Pawła II przychodzi na Cmentarz Rakowicki, by pomodlić się nad grobem jego rodziców i brata: Emilii, Karola i Edmunda Wojtyłów. W uroczystość Wszystkich Świętych przypada także rocznica święceń kapłańskich świętego papieża.
Magdalena Dobrzyniak: Odkąd wrócił Ksiądz Kardynał do Krakowa po latach towarzyszenia Janowi Pawłowi II, zwyczajem się stało, że w uroczystość Wszystkich Świętych przychodzi Eminencja na grób rodziców i brata Karola Wojtyły. O czym Ksiądz Kardynał myśli, stojąc nad mogiłą najbliższych Ojca Świętego?
kard. Stanisław Dziwisz: Tych myśli jest wiele. Przede wszystkim dziękuję Panu Bogu za tę świętą rodzinę. O tej świętości mówi życie ich obu synów. Drogę Karola, który stał się papieżem i został wyniesiony do chwały ołtarzy, zna cały świat. Jego starszy brat Edmund żył krótko, ale było to życie dopełnione, bo codzienność upływała mu na pełnej poświęcenia pracy lekarza, oddanego bez reszty swoim pacjentom, co ostatecznie przypieczętował heroiczną śmiercią. W życiu obu braci rodzice zasiali dobre ziarno, które wydało wspaniałe owoce. Dorastali w atmosferze miłości, głębokiej wiary i otwartości na drugiego człowieka.
Druga sprawa to przypadająca tego dnia, w uroczystość Wszystkich Świętych, rocznica święceń kapłańskich ks. Karola Wojtyły. Z perspektywy lat wydaje się opatrznościowym fakt, że swoją kapłańską drogę przyszły papież i święty rozpoczynał tego dnia, gdy Kościół raduje się tajemnicą świętości, do której wszyscy jesteśmy powołani. Jan Paweł II całym swoim życiem, modlitwą i nauczaniem był drogowskazem do świętości, a dziś czuwa nad nami z nieba, byśmy z tej drogi nie zeszli i nie pobłądzili. To powód do wielkiej radości, a dla mnie osobiście źródło wielkiego wzruszenia i wdzięczności Bogu za to, w jaki sposób prowadzi przez życie tych, którzy Mu bezgranicznie ufają. Tak jak ufał święty papież.
Ale do tego grobowca na Cmentarzu Rakowickim nie przychodzi Ksiądz Kardynał sam...
Owszem. Pamiętam, jakie zdumienie ogarnęło mnie, gdy po raz pierwszy jako arcybiskup krakowski przyszedłem w uroczystość Wszystkich Świętych, by pomodlić się nad mogiłą rodziców i brata Jana Pawła II. Uważałem i dotąd uważam, że jest to powinność serca, którą staram się wypełniać z wdzięczności za wszystko, czego doświadczyłem u boku Ojca Świętego. Wcześniej, w Watykanie, słyszałem oczywiście o tym, że krakowianie tego dnia przychodzą na ten grób, ale nie wiedziałem, że jest ich tak wielu. Setki płonących zniczy i modlitwa ludzi to z jednej strony dar dla papieża, a z drugiej przekonanie o tym, że jego rodzice byli wyjątkowymi osobami, którym należy się pamięć i szacunek.
To przekonanie zaczyna przybierać konkretny kształt w postaci dążeń do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Emilii i Karola.
I co ciekawe, te pragnienia żywią także Polacy spoza naszej archidiecezji, a nawet mieszkający za granicą. Takie głosy docierają do mnie już od jakiegoś czasu. Wielu pyta, dlaczego do tej pory nikt o tym nie myślał, nie rozpoczął starań. Myślę, że teraz nadszedł na to czas.
Czy papież był przekonany o świętości swoich rodziców?
Bardzo oboje kochał. O matce mówił niewiele, bo jej nie pamiętał. Stracił ją na miesiąc przed I Komunią św. i możemy się tylko domyślać, jak ciężki był to cios dla tego małego chłopca. Myślę, że tęsknił do niej przez całe swoje życie i głęboko odczuwał jej brak. Ojciec był jego najbliższym przyjacielem. Spędzali razem wiele czasu na rozmowach, wspólnych wędrówkach, spacerach. On wprowadzał małego Karola w życie duchowe. Jak pamiętamy, nauczył go modlitwy do Ducha Świętego, której papież był wierny do ostatniego dnia życia. Wiemy, jak wielkie znaczenie miała dla niego Kalwaria Zebrzydowska, gdzie Karol senior prowadził syna, by ofiarować go Matce Bożej.