Nie żyje ks. Sławomir Grzela - 29-letni wikariusz parafii Matki Bożej Królowej Polski w Mławie. Pochodził z Kuczborka k. Żuromina.
Młody ksiądz pozostawił mocne świadectwo wiary wypróbowanej w cierpieniu i wielkie umiłowanie kapłaństwa. Kilka miesięcy temu "Gość Płocki" opublikował fragmenty jego świadectwa o przeżywaniu choroby nowotworowej.
- Najważniejsze, że nie jestem sam, bo codziennie rano budzi mnie Pan Jezus. Pierwszym widokiem jest kapelan, który przynosi Najświętszy Sakrament na nasz oddział już o 6.30 rano. Ale blisko mnie są też moi rodzice, rodzeństwo, przyjaciele i znajomi. Nie jestem sam, co sprawia, że o wiele łatwiej walczy się z chorobą - mówił.
Był harcerzem. Naprawdę wierzył w moc słów znanej piosenki: "Żeby był przy tobie ktoś, kogo nie zniechęci droga, abyś plecak swoich win stromą ścieżką umiał nieść". - Moja droga jest długa i wydaje się naprawdę stroma. Ale ponieważ dani mi są dobrzy ludzie, jak te ciche anioły od Pana Boga, to ktoś ze mną niesie ten ciężki plecak. Za to bardzo dziękuję, pamiętam w modlitwach i proszę: pamiętajcie również o mnie. Modlitwa mnie trzyma i naprawdę pomaga - mówił ks. Sławek.
Gdy w 2016 r. otrzymywał święcenia kapłańskie, powiedział: - Skończyłem seminarium, wchodzę w kapłaństwo, a w moim sercu czuję ogromny pokój i radość.
Jego mottem z obrazka prymicyjnego były słowa: "Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga zastępów" (1 Krl 19,10). I rzeczywiście tak było. Wychował się w sąsiedztwie kościoła w Kuczborku k. Żuromina. Z tej bliskości zaczerpnął gorliwość do służby Bożej. Bardzo sobie cenił sutannę, której nigdy starał się nie zdejmować. Pociągała go liturgia sprawowana w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Dziś wielu jego przyjaciół z tego kręgu wspomina go, dzieli się świadectwem i zapewnia o modlitwie.
"Do końca, jeśli tylko był w stanie, sprawował Msze św. W dniu śmierci o 15.00 przyjął namaszczenie chorych i wiatyk. Umarł wtulony w swojego tatę. Kolejny ludzki gest, który urasta do znaku" - napisała na swym blogu Elżbieta Wiater, doktor teologii, historyk i publicystka.
"Trochę korespondowałem z ks. Sławkiem" - znajdujemy na Facebooku kolejne świadectwo. "Mieliśmy taki układ: jeśli po moim ślubie zobaczy mnie kiedyś bez obrączki, to ma mi strzelić w ucho. I vice versa: gdybym to ja zobaczył go bez koloratki. Prosił, żeby układ zawiesić na czas choroby.
Ostatni raz rozmawialiśmy w czerwcu, kiedy on walczył o życie, a ja ze zgruchotanym kręgosłupem o zdrowie. Żaliłem się, że czuję się bezużyteczny, bo nawet dzieci nie mogę wziąć na ręce; jego dobijał ból, bo nie mógł spowiadać. Zadeklarował, że jeśli starczy mu sił, to odprawi Mszę w intencji mojej rodziny: żebym mógł z powrotem, i żonę, i dzieci nosić na rękach; ja obiecałem Różaniec, by mógł wrócić do noszenia na rękach ludzi, których powierzył mu Pan Bóg.
Księże Sławku, żony co prawda nie mogę, ale już dzieci biorę na ręce. Wierzę, że Ty też możesz się nami opiekować" - napisał Mateusz Ochman.
Ksiądz Sławomir Grzela urodził się 7 lipca 1990 r. w Ciechanowie. Po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku przyjął święcenia kapłańskie 4 czerwca 2016 r. w płockiej katedrze.
Spełniał posługę duszpasterską jeszcze jako kleryk w parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego w Płońsku. Po święceniach był wikariuszem w parafii Matki Bożej Królowej Polski w Mławie. Był również kapelanem Mławskiego Szczepu ZHR. Zmarł po długiej chorobie 30 października w Kuczborku.
Uroczystościom pogrzebowym w Kuczborku będzie przewodniczył bp Mirosław Milewski. Rozpoczną się one w poniedziałek 4 listopada Mszą św. o godz. 10. Następnie ciało zmarłego kapłana zostanie złożone na miejscowym cmentarzu parafialnym.
Ks. Sławomir Grzela przeżył 29 lat, w tym trzy lata w kapłaństwie.