Wydaje się im, że w taki sposób skłonią dzieci do zmiany zachowania, uchronią przed zarozumiałością, bądź utemperują trudny charakter.
Często radzą sobie tak z pojawiającym się poczuciem wstydu lub zażenowania. Rodzice upokarzający swe dzieci uważają zazwyczaj, że wyrządzają im przysługę. Nie zdają sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo niedźwiedzią.
Co rodzi się w emocjach dziecka, które regularnie słyszy: „Do niczego się nie nadajesz”, „Zawsze musisz wszystko zepsuć”, „Wyglądasz żenująco”, „Jesteś taki głupi”, lub inne, podobne komunikaty? Zazwyczaj pojawiające się w efekcie uczucie upokorzenia łączy się z doświadczeniem odrzucenia i napiętnowania. Zamiast więc nabierać siły, odwagi, przebojowości i zaradności dzieci tak traktowane przeżywają ciągłą frustrację. Wykształca się u nich poczucie braku akceptacji i niepewności; mają też wielki problem z zaspokajaniem swoich emocjonalnych potrzeb. Raniące słowa rodziców pozostawiają ból, nad którym nie da się po prostu przejść do porządku dziennego a sfrustrowane potrzeby bezpieczeństwa, wsparcia i miłości skutkują często ogromną wyrwą w sercu. Niestety, komunikaty, które wychodzą z ust rodziców upokarzających swe dzieci, zazwyczaj kryją w sobie już historię ich bólu. Najprawdopodobniej w taki sam lub w podobny sposób byli oni traktowani przez swoich rodziców. Przez lata kumulował się w nich gniew, poczucie niedostosowania, pretensje i głęboka uraza do świata. Postawa ich własnych dzieci niejednokrotnie więc przypomina im ich własne, napiętnowane niegdyś zachowania, a rodzące się wówczas uczucie wstydu i zażenowania każe reagować wedle podobnego, toksycznego mechanizmu. Dlatego upokarzają. Z obawy o siebie, nie potrafiąc pomieścić negatywnych emocji wywołanych na przykład przez nieporadność, niezręczność błąd czy jakąś niekompetencję własnych dzieci, dają upust narastającej frustracji przez głęboko raniące słowa, gesty lub zachowania. Nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że to, co ma w ich przekonaniu rozwiązać problem i opanować niewygodną dla nich sytuację, w rzeczywistości problem utrwala i przenosi na głębszy poziom. Dziedzictwo upokorzenia staje się stopniowo także historią ich dzieci. Działa w tym miejscu stara i zweryfikowana przez wieki prawda: słowa mają wielką moc i niejednokrotnie wywołują rany dużo głębsze i trudniejsze do wyleczenia niż przemoc fizyczna. Specjaliści od psychoterapii podkreślają – i nie jest to obecnie żadne epokowe odkrycie, tylko fakt znany doskonale z gabinetów psychologicznych – że to, czego doświadczaliśmy w historii naszego życia, zwłaszcza w okresie dzieciństwa i młodości, pozostawia w nas trwałe ślady. Jeśli więc środowiskiem naszego wzrostu była przemoc, jej konsekwencje będą widoczne w naszej dorosłości i często bardzo trudne do wykorzenienia. Upokarzanie nie jest pod tym względem wyjątkiem. To forma psychicznej przemocy – często tożsama ze znęcaniem się – która utrwala się w nas: w naszej wizji świata, drugiego człowieka, w naszym samorozumieniu. Skutki upokarzania wykrzywiają obraz rzeczywistości powodując, że jawi się nam ona jako zagrażająca, niebezpieczna i uszkadzająca nas. Stajemy się nieufni i zachowawczy. Bardzo trudno wówczas wyobrazić sobie, że Bóg mógłby spoglądać na nas w sposób zgoła inny – że Jego wzrok nie jest osądzający, wytykający nam błędy czy hiperkrytyczny, a On sam swoją interwencją nie spowoduje, że zaleje nas fala wstydu; że publicznie odsłonią się nasze ułomności. Niejednokrotnie więc uzdrowienia wymaga także sam obraz Boga, który w sobie nosimy – szczególnie wtedy, gdy kładzie się cieniem na naszym życiu duchowym. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza że ostatecznie to właśnie w Bożej miłości ukojenie znaleźć mogą zarówno rozmaite zadane nam krzywdy fizyczne, jak i dręczące nas często dziedzictwo upokorzenia.