W niedzielę przed tygodniem słyszeliśmy w kościołach fragment Ewangelii św. Łukasza opisujący relację między człowiekiem bogatym, ubierającym się w purpurę i bisior, codziennie świetnie się bawiącym, a leżącym przed jego domem pokrytym wrzodami żebrakiem. I to ten opis różnicy w zamożności i bogactwie, co oczywiste przykuwa zwykle naszą uwagę.
Jest też w tej opowieści Pana Jezusa zdanie, na które jak mi się zdaje rzadko zwracamy naszą uwagę. A szkoda. Brzmi ono tak: między nami a wami zionie ogromna przepaść. I rzecz jasna to stwierdzenie dotyczy, opisuje ich relację pośmiertną. Tyle tylko, że ta dzieląca ich pośmiertna przepaść nie wzięła się znikąd. To skutek, konsekwencja przepaści, jaka dzieliła ich za życia. Jasne, że była to przepaść w zamożności.
Ta pośmiertna przepaść między nimi zaczęła się przepaścią dzielącą ich za życia.
Myślę jednak, że byłoby daleko idącym uproszczeniem, a może i naiwnością myśleć, że to tylko zamożność, bogactwo może tak skutecznie zbudować przepaść i przepaście. I przypomniał mi się taki wiersz Tadeusza Różewicza o tytule „Przepaść” właśnie:
Babcia w czarnych sukniach
w drucianych okularach
z laseczką
stawia stopę
nad przepaścią krawężnika cofa
rozgląda się bojaźliwie
choć nie widać śladu samochodu
Podbiega do niej chłopczyk
bierze za rękę
i przeprowadza
przez otchłań ulicy
na drugi brzeg
Rozstępują się
straszliwe ciemności
nagromadzone nad światem
przez złych ludzi
kiedy w sercu
małego chłopca świeci
iskierka
miłości.
Przepaść krawężnika – zdaje mi się, że dziś taką rolę krawężnika, niby nie wiele znaczącego, nawet niezauważalnego, a skutecznie budującego przepaść i przepaście jest nic innego, jak słowo, język. Powiem więcej, to budowanie przepaści słowem i językiem idzie nam coraz lepiej i co gorsza przychodzi coraz łatwiej, i to nie tylko wtedy, kiedy odpisujemy bliźnich od czci wiary publicznie i z mównicy, ale też wtedy, kiedy chyłkiem ich nagrywamy.
Intryga jest dziś już powszechnością. A ją buduje się nie inaczej jak tylko słowem i językiem. Mówi definicja, ze to podstępne działanie, zwykle przez wzajemne skłócenie osób. I jak podpowiada codzienność, to nie tylko przypadłość polityki i partyjności. Nie brakuje jej w wielkim i małym biznesie, zupełnie dobrze ma się między sąsiadami, krewnymi i nie obca jest też kościelności.
Chyba nic tak skutecznie nie buduje międzyludzkich przepaści, jak intryga właśnie. I nie ważne, czy tkana na trzeźwo, czy towarzysko, po kieliszku.
Zbigniew Herbert w wierszu „Przepaść Pana Cogito” napisze, że przepaść jest
uciążliwa jak egzema
przywiązana jak pies
(…)
Teraz Pan Cogito
mógłby zebrać
parę garści piasku
zasypać ją
ale nie czyni tego
(…)
Tak mi się zdaje, że to powszechne budowanie między osobowych, między bliźnich przepaści jest już naprawdę uciążliwe jak egzema i moglibyśmy zebrać parę garści piasku i zasypać je, ale nie czynimy tego.
Dlaczego? Może po prostu, dlatego, że coraz mniej w nas, żeby nie powiedzieć, że nie ma już wcale, tego małego chłopca, w którego sercu świeci iskierka miłości.
Still Butterfly powiedział kiedyś, że to co nas dzieli od innych to przepaść... przepaście… Przepaście, które sami tworzymy... Przepaście, które powoli niszczą nas samych... A to, że nas niszczą, to już chyba widać, i to gołym okiem.
I na koniec jeszcze jedna myśl: Przepaść między ludźmi jest tym większa, im większa jest przepaść między człowiekiem a Bogiem.
A jeśli tak, to nie ma się, co dziwić, że przepaście zbudowane za życia dzielić też będą pośmiertnie.