Z tą demokracją to same kłopoty… Ech, te partie kłócą się między sobą, dzielą ludzi. Tak, tak, dzielą: jedni – w taki sposób, drudzy – w inny.
Ale, to przecież oczywiste, dzielą ludzi wszystkie partie - bez wyjątku. Oczywiście wszystkie powołują się na rozum, serce i interesy wyborców. Ale w rzeczywistości chwycą się każdego środka – pustego sloganu, prymitywnego reklamowego spotu, pomówienia czy wymyślonego na prędce nic nie mającego z rzeczywistością argumentu; byle tylko anonimowy wyborca postawił krzyżyk na liście ich liście, przy ich nazwisku. Tak ich, właśnie ich nazwisku. Bo jak wiadomo, napisał o tym zresztą jeden ze startujących w wyborach polityków, który skądinąd trzymał się raz jednej, to znów drugiej strony wojny polsko-polskiej: „w wyborach nie walczy się z przeciwnikiem z innej partii, ale z kolegą na wspólnej liście, bo to on może nam zabrać nasz mandat. Że jeśli się robi komuś jakąś polityczną przysługę, to odwzajemnienia trzeba domagać się do trzech miesięcy, bo potem obdarowany zapomina o tym jakąż to przyjemność mu zrobiliśmy. Że wyborcy także mają pamięć myszy i nie są w stanie przypomnieć sobie wydarzeń starszych niż te, do których doszło dawniej niż przed pół rokiem itd. itp.”). Kiedy się zagłębić w szczegóły to wszystko to przypomina jeśli nie dom publiczny, to przynajmniej dość mocno wulgarny kabaret. Tak, wybory to święto demokracji – można spotkać się i z takim poglądem. Otóż nawet jeśli przyjąć takie właśnie widzenie sprawy, to przedwyborcze harce świąt raczej nie przypominają. Znacznie bardziej awanturę w rodzinie. Demokracja… Przyjęło się myśleć (a tak poważnie, kto przyjął?), więc ktoś przyjął że jedynym lekarstwem na braki/wady demokracji jest jeszcze więcej demokracji. To formuła powtarzana równie często, co bezmyślnie. Otóż warto mieć na uwadze, że autor tej paradoksalnej formuły, H. L. Mencken, miał zamiłowanie do – no właśnie - paradoksalnych formuł. I tak oprócz dopiero co przytoczonej ma na swoim koncie także następujące: „Demokracja jest sztuką kierowania cyrkiem z klatki dla małp”, czy „Demokracja to kult szakali wyznawany przez osły”. I co, jak się podobają mądrości amerykańskiego trefnisia? Może zatem równie dobrze pasowałaby tu formuła innego, tym razem polskiego, satyryka – Marcina Wolskiego - zgodnie z którą: „Największym wrogiem demokracji jest sama demokracja”? Ale właśnie – demokracja… Według Tukidydesa jeden z najbardziej znanych demokratów starożytnej Grecji, Perykles miał przekonywać, że „Nazywa się ten ustrój demokracją, ponieważ opiera się na większości obywateli, a nie na mniejszości”. No cóż, oczywiście liberalna demokracja to także prawa człowieka i szacunek dla mniejszości. Ale nie chce mi się cytować iluż to szczerych demokratów, ba, obrońców demokracji na różne sposoby manifestuje swój zawód wynikami demokratycznych wyborów – od podważania uczciwości wyborczej procedury, po mniej czy bardziej pogardliwy stosunek to tych, którzy wybrali „nie tak, jak należy”, po bardziej czy raczej mniej skrywaną odrazę dla tych, którzy do demokracji najwyraźniej nie dorośli. Dzisiaj odwołanie do mowy Peryklesa zdobi europejską konstytucję. Powiada Filozof: „[…] odwołanie się do dziedzictwa greckiego pozostało w konstytucji europejskiej w formie cytatu z mowy Peryklesa zrelacjonowanej przez Tukidydesa w Wojnie peloponeskiej. Jest to najpiękniejsze przemówienie męża stanu, jakie w ogóle znamy” (Bronisław Łagowski, Spór o ducha Europy, w: tegoż, Duch i bezduszność III Rzeczpospolitej. Rozważania, Kraków 2007). Ale interpretacja Peryklesa-demokraty nie jest wcale oczywista — I tak inny Filozof przekonuje, że: „Sławna obrona demokratycznych Aten wygłoszona przez Peryklesa w Wojnie peloponeskiej Tukidydesa jest w istocie obroną ducha ateńskiego i ateńskiego imperializmu, nie zaś demokracji jako ustroju politycznego” (Ryszard Legutko, Tryumf człowieka pospolitego, Poznań 2012, s. 88). No cóż, oczywiście dzisiejsza demokracja czyli demokracja liberalna to także prawa człowieka i szacunek dla mniejszości, która wybory przegrała, ale… No cóż, z ta demokracją to w praktyce same kłopoty. Bo przecież, jak dziwił się pewien polsko-europejski mędrzec: miała być demokracja, a tu każdy głosuje, jak chce”.
PS. Mija właśnie okrągła, dziesiąta rocznica od wydania mojego zbioru felietonów wygłoszonych na antenie Radia eM. Ostatnią stronę okładki opatrzyłem następująca notą: „Jerzy Andrzejewski zauważył niegdyś, że „większość obskurantów mniema, iż reprezentuje postęp”. Tyle Andrzejewski, autor „Popiołu i diamentu”. Ja ze swej strony dodałem wówczas „Dzisiejsi obskuranci są jak zwykle pewni siebie i jak zawsze dumni ze swej postępowości; teraz w miejsce siermiężnej ideologii proponują ogłupiałemu tłumowi coś lżejszego – jarmarczną modę i TV show. >>Widma wolności<< to tom felietonów, na który złożyły się teksty pisane głownie dla czytelników zniesmaczonych postępowym schematyzmem myślowym. Dla tych wszystkich, którym przypomina on oglądanie świata przez końskie okulary”. Do dziesięć lat temu zapisanej formuły nie mógłbym dzisiaj wiele dodać. Chyba, że jest w zasadzie tak samo - tylko bardziej.