W liturgii mamy dzisiaj wspomnienie Matki Bożej Różańcowej, ustanowione przez papieża - św. Piusa V - na pamiątkę cudownego zwycięstwa wojsk chrześcijańskich za jej wstawiennictwem.
Zwycięstwo to dokonało się w jednej z najkrwawszych bitew morskich w dziejach świata - tej pod Lepanto - dnia 7 października 1571 roku. 27 tysięcy – tyle ciał marynarzy pływało w Zatoce Korynckiej po 4-godzinnym boju z Turkami. Makabra? Z całą pewnością. Ale jeżeli mamy wynieść z tego wydarzenia, jakąś ważną dla nas myśl, jakąś duchową wskazówkę, to zamiast patrzeć na to wszystko z góry, zejdźmy na pokład. Stańmy obok zwykłego marynarza i zadajmy sobie pytanie: co mogło rodzić się w jego sercu, na kilka godzin wcześniej, gdy widział zbliżająca się potęgę wroga? Czy to była ekscytacja, że oto zaraz będzie ostatnim szańcem obrony całej Europy przed tureckim potopem? A może raczej ten człowiek odczuwał beznadziejność całej sytuacji i drżał na myśl o tym, że jedynym, co realnie może go za chwilę spotkać, będzie śmierć na morzu? A teraz inny obrazek, choć pytanie pozostanie to samo. Co czuła pewna młoda kobieta, św. Justyna z Padwy, którą także dzisiaj wspominamy, gdy była prowadzona przed oblicze namiestnika Maksymiana Galeriusza, sprawującego sądowniczą władze nad Padwą? Czy była dumna z tego, że jako jedna z najbardziej znamienitych mieszkanek Padwy, ochrzczona przez pierwszego biskupa tego miasta, św. Prosdocyma, może publicznie wyznać swoją wiarę w Chrystusa? A może w obliczu szaleństwa prześladowań chrześcijan, jakie rozpętał rozkaz cesarza Dioklecjana, zastanawiała się jaką siłę wobec tego ogromu zła może mieć jej pojedynczy głos sprzeciwu, pojedyncze świadectwo? Odpowiedzi na te pytania, na zawsze pozostaną dla nas tajemnicą. Tajemnicą serca anonimowego marynarza spod Lepanto i św. Justyny z Padwy. Ale jedno tajemnicą nie jest: oboje w momencie najcięższej próby - nawet jeśli odczuwali głęboki lęk - nie uciekli. Nasz marynarz ruszył do boju, który ostatecznie okazał się zwycięski, wbrew wszelkim kalkulacjom admirałów. Św. Justyna z Padwy natomiast, choć po ludzku straciła życie ścięta mieczem 7 października roku 304, to nadal żyje. W chwale nieba i w pamięci wiernych. Wynika stąd, że czasem naszym największym życiowym zwycięstwem jest pokonanie lęku i zaufanie Bogu. I pewnie dlatego właśnie dzisiaj, wspominając Matkę Bożą Różańcową i św. Justynę z Padwy, w Kościele odczytywany jest ten fragment Pisma Świętego, w którym Maryja, choć początkowo reaguje lękiem na słowa Zwiastowania, to ostatecznie odpowiada Bogu: Fiat! „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Czy wiecie państwo, gdzie została opisana ta sytuacja? W Ewangelii wg św. Łukasza, rozdział 1, wersy od 26 do 38.