Muzyki i dobrego jedzenia nie brakowało na tej uczcie. Tak jak i doborowego towarzystwa. Wszak Jan Bernardone, syn bogatego kupca aspirował do stanu rycerskiego. Miał zresztą po temu zadatki. Młody, silny, pociągający, znający się na poezji i muzyce. A do tego niepokorny i charyzmatyczny, czemu wobec całego miasta dawał upust, ubierając się ekstrawagancko.
Muzyki i dobrego jedzenia nie brakowało na tej uczcie. Tak jak i doborowego towarzystwa. Wszak Jan Bernardone, syn bogatego kupca aspirował do stanu rycerskiego. Miał zresztą po temu zadatki. Młody, silny, pociągający, znający się na poezji i muzyce. A do tego niepokorny i charyzmatyczny, czemu wobec całego miasta dawał upust, ubierając się ekstrawagancko. Oczywiście stan rycerski to nie tylko dworskie rozrywki – Jan przekonał się o tym dobitnie, gdy jeszcze jako giermek, po przegranej bitwie, trafił do rocznej niewoli. Koniec końców jednak w 1205 roku dopiął swego, a przy okazji spełnił pokładane w nim przez ojca nadzieje – został pasowany na rycerza. Świat stanął przed nim otworem : miał 22 lata, miał rycerskie ostrogi i żegnany przez miasto wyruszał na wojnę. Wojnę z której już nie powrócił. W tym miejscu kończy się opis życia Jana Bernardone, choć przed naszym bohaterem są jeszcze kolejne 22 lata życia. Począwszy jednak od snu, jaki przyśni mu się w Spoletto, przeżyje je pod nowym imieniem. Na początek zmieni swoje ubranie – odda bogaty strój żebrakowi i stanie się jałmużnikiem. W jego życiu pojawi się czas na modlitwę i pokutę. W tej ciszy usłyszy wreszcie głos Boży, wzywający go do naprawy Kościoła. Potraktuje go dosłownie i zajmie się odbudową zrujnowanej świątyni. Przy okazji tej pracy, która będzie miała miejsce w jego rodzinnych stronach, zostanie publicznie wydziedziczony przez ojca, dla którego Jan umiera teraz dosłownie. Nasz dzisiejszy bohater nie załamie się się jednak, bo nie jest już Janem. Co więcej zrozumie, że od teraz ma tylko jednego Ojca - w niebie. I w tym duchu pełnego zaufania do niebieskiego Ojca zacznie żyć Ewangelią. Ale to nie będzie zacięty radykalizm, tylko praktykowana z uśmiechem Dobra Nowina. I ona pociągnie za sobą wielu mieszkańców jego miasta. Mężczyzn i kobiety. Żeby nie wprowadzać chaosu uda się do Rzymu, by zatwierdzić nową zakonną wspólnotę. Tam wreszcie zrozumie, że Boży głos wzywający go do naprawy Kościoła, dotyczy wspólnoty wierzących, a nie opieki nad sakralnymi budynkami. Wyruszy na cały znany mu świat, by chodząc od miasta do miasta głosić nawrócenie i pokutę. Jako pierwszy w historii Kościoła zostanie obdarzony stygmatami. Umrze otoczony swoimi współbraćmi, nagi, na ziemi z rozkrzyżowanymi ramionami. Prawdziwy rycerz Jezusa. O kim mowa? O św. Franciszku z Asyżu.