Drugie miejsce nie wchodzi w grę. Muszą być wyjątkowe, pierwsze – zawsze z najlepszymi wynikami. Napędza je nieustanna potrzeba dążenia do doskonałości i potwierdzania swej wyższości nad innymi. Dzieci o tak wygórowanych ambicjach często swymi osiągnięciami budzą podziw i zazdrość. Nie zawsze jednak ich sukcesy są wynikiem geniuszu. Czasami to smutny owoc krytycyzmu i nadmiernych wymagań, które były im stawiane.
Wielu rodziców dałoby nieomal wszystko, aby ich pociechy świetnie się uczyły, pilnie ślęczały nad książkami, albo osiągały spektakularne wyniki w elitarnych konkursach. Niektórzy jednak nie poprzestają na niezobowiązujących pragnieniach, lecz przekuwają je w sferę konkretnych, ambitnych oczekiwań, domagając się od swych dzieci nienagannych manier przy stole, najwyższego poziomu higieny czy wyjątkowych osiągnięć w nauce. Nie zawsze swoje oczekiwania artykułują dzieciom wprost. Stwarzają jednak atmosferę, która w emocjach nie pozostawia miejsca na jakiekolwiek wątpliwości: liczą się tylko sukcesy i to one przesądzają o mojej wartości, a nie to, kim jestem, jako osoba. Często taki pośredni lub bezpośredni komunikat idzie w parze z limitowanym okazywaniem miłości, które nie ma charakteru bezwarunkowej akceptacji, lecz jest formą nagrody za osiągnięcia. Dziecko wzrasta więc w klimacie nadmiernego krytycyzmu, gdzie pochwały są bardzo rzadkie i raczej zdawkowe, wsparcie znikome, natomiast krytyka rozwinięta ponad miarę. Porównywane z innymi, poniżane i ośmieszane – zwłaszcza wtedy, gdy nie jest w stanie zadowolić swoich opiekunów – powoli przyswaja sobie wygórowane standardy, nie tylko po to, aby zasłużyć na miłość, ale także po to, aby poczuć się lepiej i zasłonić wewnętrzny ból. Wchodzi tym samym w tryby zaprogramowane dla niego przez osoby szczególnie mu bliskie, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że wpada w niebezpieczną pułapkę. Dotknięte nadmiernym krytycyzmem dziecko nie tylko zaczyna akceptować stawiane mu wygórowane wymagania, ale także formułuje je względem innych. Jakie są tego konsekwencje? Przede wszystkim utrwala się w nim przekonanie, że musi ciężko pracować, aby sprostać wygórowanym oczekiwaniom i uniknąć bolesnej krytyki. Rezygnuje więc z przestrzeni na zabawę, a z czasem nie potrafi już odpoczywać, nieustannie goniąc za wyśrubowanymi standardami i próbując dosięgnąć poprzeczki z dnia na dzień zawieszanej coraz wyżej. W wolnym czasie czuje się nieswojo i szybko wraca do stałego rytmu nadaktywności, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia, które pojawiają się, gdy pozwala sobie na chwilę odpoczynku. Dziecko funkcjonujące pod tak silnym pręgierzem nadmiernego krytycyzmu i wygórowanych oczekiwań dorasta w okowach perfekcjonistycznych standardów, które z czasem zaczyna narzucać także innym. W konsekwencji z ofiary zamienia się często w tyrana, nękając innych wyśrubowanymi oczekiwaniami i nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że to, co dla niego stało się normą, dla innych jest już przesadą a nawet dziwactwem. Niestety, perfekcjonistyczny dorosły nie potrafi tego zrozumieć, traktując z góry, pogardliwie a nawet złośliwie tych, którzy nie wyrabiają narzuconej przez niego normy. W konfrontacji z ich niemocą często na rozmaite sposoby daje upust narastającym w nim przekonaniom: że otaczają go głupcy, nieroby, lenie, niechlujne ślamazary i życiowi nieudacznicy; że ludzie są beznadziejni, a on musi nadrabiać ich braki. Mnożą się wówczas w jego głowie krytyczne oceny i surowe osądy, które stosuje nie tylko względem samego siebie, ale także bez litości przenosi na innych. Dorosła ofiara rodzicielskich ambicji nie ma wyrozumiałości dla innych. I chociaż często osiąga sukcesy, nie potrafi zbudować trwałych relacji, a życie z nią często staje się ciężkim krzyżem. I ciekawe – jej perfekcjonizm nie zawsze dotyczy wszystkich sfer codzienności. Czasami tylko niektóre, ważne dla niej obszary, ujawniają jej obsesję; w innych potrafi być niechlujna i nierzetelna. A w relacji z Bogiem? Zazwyczaj, gdy osoba z ukształtowanym schematem wygórowanych oczekiwań próbuje budować autentyczną relację z Bogiem, jej życie duchowe zbudowane jest na perfekcyjnie zaplanowanym harmonogramie zobowiązań, które wypełnia skrupulatnie, jednak bez wewnętrznej wolności. Zrobi bardzo wiele, aby zadowolić Boga, który w jej emocjach przypomina krytycznego beneficjenta rozmaitych pobożnych ofiar. Z czasem jednak okazuje się, że choć w jej religijności widać wiele zaangażowania i aktywności, brakuje czułej, intymnej więzi z Tym, który przede wszystkim jest Bogiem bliskim, obecnym i akceptującym – niezależnie od naszych duchowych wysiłków i starań. Dojrzewanie do takiego obrazu Jego miłości jest często dla dorosłych ofiar rodzicielskich ambicji długą drogą. Można ją przejść, gdy krok po kroku wyzwalamy się z wewnętrznego imperatywu kontrolowania wszystkiego i wszystkich; gdy pozwalamy się kochać. Paradoksalnie jednak, zgoda na przyjęcie Bożej miłości bywa najtrudniejszą decyzją, którą przychodzi nam podjąć.