Opowiem, jak było. Właśnie miałem wykonać pilny przelew przez internet, gdy okazało się, że nie da się zalogować do banku, który aktualnie trzyma moje pieniądze.
Co prawda wyświetlał mi się napis, że to tylko chwilowo, ale po kilku godzinach raczej nie miałem wątpliwości, że jednak chodzi o jakąś poważną awarię. Zestresowałem się nie na żarty. Już kiedyś mi się zdarzyło, że z powodów technicznych nie zapłaciłem rachunku w terminie i musiałem potem uiścić odsetki, chociaż informowałem dostawcę usługi, że to nie z mojej winy doszło do opóźnienia.
Jakież było moje zdumienie, gdy w narastającym zdenerwowaniu natrafiłem na świeżutką wiadomość, że instytucja finansowa, z której działalności usilnie chciałem skorzystać i nie mogłem, dzień wcześniej triumfowała w rankingu ogłoszonym przez jedno z opiniotwórczych czasopism. Uplasowała się na pierwszym miejscu w kategorii bankowości internetowej i bankowości mobilnej.
Oczywiście, można zaraz snuć rozważania na temat złośliwości rzeczy martwych lub działania sił, które uaktywniają się tylko po to, aby popsuć jakąś radość i postawić na swoim. Mnie jednak od razu zastanowiło co innego. Pomyślałem o twórcach rozmaitych medialnych rankingów i ich odpowiedzialności za autorytatywne ogłaszanie różnego rodzaju klasyfikacji.
Jest czymś naturalnym, że gdy podejmujemy decyzję o kupnie jakiegoś towaru albo o skorzystaniu z usług jakiejś firmy, staramy się dowiedzieć jak najwięcej o istniejących w danej kwestii ofertach.
Czasami wystarczy popytać znajomych, sąsiadów, na przykład o najlepszego hydraulika w okolicy. Ale - zwłaszcza przy poważniejszych decyzjach, związanych z jakąś większą sumą albo mocno dotyczących przyszłości - to nie wystarcza. Rozglądamy się wtedy za jakąś podbudowaną profesjonalnie opinią. Jedną z nasuwających się w sposób naturalny możliwości są ogłaszane w mediach oceny i rankingi. Mamy do nich spore zaufanie. Zakładamy, ze zostały opracowane na podstawie rzetelnych kryteriów, a nie według czyjegoś widzimisię lub na podstawie jakichś nazwijmy to „nieformalnych argumentów”. Na ich podstawie wielu ludzi wybiera np. bank, samochód czy szkołę dla swoich dzieci. Dlatego przygotowywanie takich rankingów to nie zabawa, lecz solidna praca.
Jeśli sąsiad wskaże partacza, a nie hydraulika, można mu zwrócić uwagę, żeby w przyszłości ostrożniej doradzał, a on najprawdopodobniej przeprosi za nietrafioną radę. Ale co zrobić, jeśli prestiżowa redakcja ogłosi ranking w ważnej dla tysięcy ludzi sprawie, a rzeczywistość okaże się zaprzeczeniem jej ocen i wskazań?