Dzisiaj jest ich jedynie 25. Choć są wspólnotą greckokatolicką czerpiącą z duchowości i tradycji bizantyjskiej, choć sprawują liturgię w obrządku wschodnim, to jednocześnie pozostają wierni papieżowi.
Dzisiaj jest ich jedynie 25. Choć są wspólnotą greckokatolicką czerpiącą z duchowości i tradycji bizantyjskiej, choć sprawują liturgię w obrządku wschodnim, to jednocześnie pozostają wierni papieżowi. Ich mnisze życie wypełnia samotność, dzięki której są w stanie usłyszeć głos Boży we własnym sercu. W praktyce oznacza to poza Liturgią Godzin i Eucharystią, cichą modlitwę w celi zakonnej, w czasie której mnisi nieustannie rozważają Słowo Boże. Czy robią coś jeszcze poza tak radykalną kontemplacją? Tak, bo ich głównym obowiązkiem jest praca na rzecz jedności chrześcijan, zwłaszcza między katolikami i prawosławnymi. Dlatego wspomniani mnisi głoszą rekolekcje, wydają biuletyn, publikują książki i czasopisma religijne. Prowadzą również klasztorne muzeum, ratują stare księgi z klasztornej biblioteki oraz prowadzą szkołę. Na swoje utrzymanie zarabiają pracą fizyczną i uprawą ziemi we własnym ogrodzie. A gdzie mieszkają? Tam gdzie w 1004 roku zdecydował ich założyciel, a nasz dzisiejszy patron, to jest 20 km od Rzymu. Ale zaraz, zaraz… jak to tak blisko serca Rzymskiego Kościoła od ponad 1000 lat funkcjonuje zgromadzenie greckokatolickie? Czy dzisiejszy patron powołując je do życia nie powinien od razu uczynić tego w obrządku Zachodniego Kościoła? Otóż i właśnie… gdy św. Nil z Rossano swoim stylem życia pociągnął za sobą naśladowców i stworzył dla nich regułę, liturgia bizantyjska, wraz z wpływami Wschodniego Cesarza, sięgała południowych Włoch. Mieszkało tam sporo ludności greckiej, a język grecki był na porządku dziennym. Gdy więc około roku 910 w Rossano w Kalabrii na świat przyszedł pewien chłopiec, nikogo nie zdziwiło ani imię Mikołaj, jakie otrzymał na chrzcie, ani fakt, że jako 30 letni mężczyzna, po stracie żony, wstąpił do bazylianów w San Nazario, gdzie przyjął imię Nil, ku czci pewnego świętego z Góry Synaj. Po kilku latach udał się jednak na pustkowie i tutaj w całości oddał się modlitwie, pracy ręcznej, czytaniu świętych ksiąg i pisaniu. Do dzisiaj zadziwiać może jego piękna kaligrafia oraz doskonała znajomość języka greckiego i łacińskiego. Gdy w roku 943 przyłączył się do niego pierwszy uczeń, bł. Stefan, który nota bene pozostał przy nim już do końca życia – to jest przez 60 lat – rozpoczęła się dla św. Nila z Rossano, nowa życiowa historia. Historia, w której stał się dla innych głosicielem Słowa Bożego - wzywającym do pokuty i nawrócenia - oraz duchowym kierownikiem. Do najbardziej spektakularnych owoców jego posługi w tamtym czasie z pewnością należy fakt nakłonienia namiestnika cesarza wschodniego nad Kalabrią i Lukanią do tego, by porzucił swój wysoki urząd i rozpoczął życie mnisze. Wydarzenie to, jak piszą kronikarze, odbiło się we Włoszech głośnym echem. Jednak choć sława św. Nila z Rossano wszędzie go wyprzedzała, ściągając do niego tłumy ludzi, on sam wolał, by jego naśladowcy całym swoim sercem oddawali się życiu zakonnemu. Około roku 988 roku założył więc pierwszy klasztor, ostatni zaś w roku 1004, tuż przed swoją śmiercią. To w nim właśnie, 20 km od Rzymu, do dzisiaj mieszkają przywołani już na wstępie jego duchowi synowie, którzy swoim stylem życia mówią o dzisiejszym patronie więcej niż tysiąc słów. Czy wiecie państwo jak się nazywają? To bazylianie z Grottaferrata.