Dzisiejszy patron występuje w Nowym Testamencie pod dwoma imionami. Nie jest to jednak żadne przeoczenie, ani dowód na rozbieżność w kwestii jego historyczności. To, że ma aż dwa imiona, jest zupełnie naturalne. Co więcej, dokładnie odpowiadają one temu, czym zapisał się na kartach Pisma Świętego.
Dzisiejszy patron występuje w Nowym Testamencie pod dwoma imionami. Nie jest to jednak żadne przeoczenie, ani dowód na rozbieżność w kwestii jego historyczności. To, że ma aż dwa imiona, jest zupełnie naturalne. Co więcej, dokładnie odpowiadają one temu, czym zapisał się na kartach Pisma Świętego. Bo dzisiejszy patron trafił tam ze względu na nawrócenie. Na metanoie. Na odmianę sposobu myślenia. Oto umarł stary człowiek, a narodził się nowy. I jak słusznie państwo podejrzewają, za ową przemianą stał Jezus. Jest to zresztą jeden z piękniejszych obrazów powołania. Oto w Kafarnaum, jednym z większych handlowych miasteczek nad jeziorem Genezaret, w komorze celnej siedzi znienawidzony przez wszystkich urzędnik. Poborca podatków. Sługus okupanta. Zdrajca i złodziej. Zwierzchnik i naczelnik wszystkich celników w Galilei. Krótko mówiąc, ktoś po spotkaniu z kimś trzeba natychmiast dokonać rytualnego oczyszczenia. Grzesznik i poganin. Mieszkańcy Kafarnaum powiedzieliby o nim, że jest dosłownie sparaliżowany złem. Tak się jednak składa, że paraliż nie stanowi dla Jezusa przeszkody. Ledwie chwilę przed spotkaniem z dzisiejszym patronem dokonuje przecież spektakularnego uzdrowienia. Przynoszą do niego na łożu paralityka, a Jezus sprawia, że wraca już o własnych siłach, niosąc pod pachą swoje posłanie, do którego całe lata był przykuty. Wiadomość o tym wydarzeniu rozchodzi się po okolicy lotem błyskawicy. Nie omija nawet celnej komory. Czy dzisiejszy patron rozglądał się ukradkiem za uzdrowicielem? A może wiedząc, że ma do czynienia ze świętym mężem, chciał się raczej ukryć przed jego wzrokiem? Sam o sobie napisze później skromnie : "Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!»" . No właśnie. Jezus ujrzał człowieka. Nie celnika, nie grzesznika, ale człowieka. I ten człowiek wstał i poszedł za nim. Urządził dla Jezusa w swoim domu ucztę, oddał to, co nieuczciwie zabrał i stał się jednym z Apostołów. Po swoim nawróceniu nie stał się już bohaterem żadnej innej sceny w Nowym Testamencie. Ale powiedzmy sobie szczerze – nie musiał. To, co najważniejsze w jego życiu, już się dokonało. Na dowód tego, jak głęboka to była przemiana, zostawił po sobie Ewangelię, w której starał się wykazać, że to właśnie Jezus jest wyczekiwanym od dawna Mesjaszem. Tradycja Kościoła utrzymuje, że jego opis Dobrej Nowiny był pierwszym. To by się nawet zgadzało – komu wiele wybaczono ten więcej miłuje. Czy znacie państwo imiona, pod którymi znany jest dzisiejszy patron? To Lewi, syn Alfeusza, który po przyłączeniu się do Dwunastu stał się Mateuszem, z hebrajskiego "darem Boga".