Żyjemy dzisiaj w ciekawych czasach – przyznaliby to nawet Chińczycy. Ale czasy bywają ciekawe – ciekawe w rozumieniu Chińczyków - na różne sposoby. W tym sensie „ciekawe czasy” kończącej się drugiej dekady XXI wieku nie są interesujące na sposób najgorszy z możliwych.
Choć oczywiście bywało i lepiej, czyli mniej ciekawie niż dzisiaj. Na dodatek charakter naszych czasów rozpoznany i zdiagnozowany został już dawno temu. Przynajmniej przed pół wiekiem. Tak pisał wówczas wybitny amerykański socjolog Robert K. Merton o okresach wielkich przemian społecznych przyspieszanych przez ostre konflikty socjalne, którym towarzyszy znaczna dezorganizacja i reorganizacja w sferze kultury, że wówczas „/…/ różnice w wartościach, zaangażowaniu i orientacjach intelektualnych zwalczających się grup społecznych pogłębiają się i prowadzą do rozłamów – zarówno społecznych, jak i kulturowych. Gdy społeczeństwo się polaryzuje, pojawiają się także niezgodne ze sobą roszczenia do prawdy. Aktywna i wzajemna nieufność między grupami społecznymi reprezentującymi przeciwstawne bieguny społeczne znajduje wyraz w postawach intelektualnych, które nie mieszczą się wewnątrz tego samego uniwersum językowego. Im głębsza wzajemna nieufność, w tym większym stopniu argumenty przeciwników wydają się jawnie niezadowalające lub absurdalne, tak że nikt już oceniając ich zasadność nie wnika w ich treść i strukturę logiczną. Stawia się natomiast cudzym argumentom zupełnie inne pytania: jak doszło do tego, że w ogóle zostały sformułowane? Myślenie i jego rezultaty ujmuje się w sposób całkowicie funkcjonalny i interpretuje wyłącznie w kategoriach ich przypuszczalnych źródeł i funkcji społecznych, ekonomicznych, czy psychologicznych. W dziedzinie polityki, gdzie reguły często usprawiedliwiają lub wspierają praktykę, prowadzi to do odwzajemnionych ataków na uczciwość przeciwnika; w dyskusjach akademickich, gdzie przyjęte obyczaje nakładają pewne hamulce, prowadzi to do analizy postawy ideologicznej przeciwnika (która często degeneruje się w źle skrywane insynuacje ad hominem). W obu przypadkach proces ma swoje źródła w zbiorowym poczuciu zagrożenia i sam z kolei to poczucie wzmaga” (Robert K. Merton, Członkowie grupy i outsiderzy. Rozdział z socjologii wiedzy [w:] Jerzy Szacki (red.) Czy kryzys socjologii? Warszawa 1977, s. 396-397). Czyż stworzony przed półwieczem przez teoretyka i badacza społeczeństwa opis świata nie zgadza się obrazem tego, co widzimy w politycznej Polsce, a Bogiem, a prawdą nie tylko w Polsce? Dwie strony, z których żadna nie jest bez grzechu, z których każda ma swoje argumenty, za sobą każda ma swoje interesy, każda promować chce odmienne wartości, odmienne autorytety, każda ma swoich profesorów, każda ma innych ekspertów. I w każdej ze stron dostrzec można całkiem sporą porcję nienawiści – kto w to wątpi, niech zajrzy na społecznościowe media w Internecie. Tak właśnie wygląda plemienna wojna Polaków – a właściwie dwu plemion zaludniających krainę nad Wisłą. Plemienna wojna. Otóż każdy, kto jakąkolwiek wojnę, także wojnę plemienną wywołuje, powinien mieć też wprzódy obmyślany plan jak ją zakończyć. A z konieczności plan taki zmuszony jest także obmyślać każdy kto bierze w wojnie udział. Można oczywiście wyobrażać sobie, jak przedstawia to George Orwell w „1984” że jakieś Państwo toczy wojnę permanentną, bo jest to sposób na zarządzanie militarnie zmobilizowanym społeczeństwem – ale z całym należnym szacunkiem dla Orwella łatwiej chyba było to napisać niż praktykować. Oczywiście można zadawać sobie przy tej okazji różne pytania. Kto rozpętał tę polsko-polską nienawiść? Kto używał mocniejszych oskarżeń i epitetów, kto zaorywał, masakrował przeciwników „bardziej”? Spór o to rozgrzewa i towarzyskie rozmowy, i Internet. A jest przecież pytanie znacznie ważniejsze, to pytanie - kto to wszystko skończy? Kto nie przymknie oczu na nienawistne wpisy „swoich” wypisywane oczywiście, jak zawsze, w „jedynie słusznej sprawie”, kto obłudnie nie opuści oczu, że, no cóż, zdarza się… Kto pierwszy powie temu Panu, tej Pani już dziękujemy, bo choć i Pan, i Pani mają słuszne poglądy (to znaczy „nasze”) to posługują się językiem nienawiści? No właśnie – kto? I jakim sposobem? Oto są pytania. Na dzisiaj, a pewnie i na jutro to właśnie pytania najważniejsze. I jeszcze: Czy polsko-polski dialog, który jest przecież konieczny, jest możliwy? Jeden z najwybitniejszych umysłów XX wieku Raymond Aron stwierdził „wielkie pytanie naszego stulecia brzmi następująco: czy akceptuje się dialog? I na koniec jeszcze jedno pytanie. Z poprzednimi związane. Czy dialog, który jest przecież konieczny, jest możliwy? Czy akceptuje się dyskusję? Nasze społeczeństwa akceptują dialog. Istotą systemu sowieckiego jest odrzucenie dialogu”. [Tyle Aron] Wielkie pytanie XXI wieku pozostaje takie samo – czy akceptuje się dialog? Jeśli tak, to jeszcze na początek szło by o to, by perswazyjną debatę, obliczoną na zdeprecjonowanie i delegitymizację partnera nie określać mianem dialogu.