Jak zareagowałaby Maryja, gdyby do Nazaretu zapukał pulchny aniołek (wymodelowane loczki, słodziutkie usteczka i uda z cellulitem sfałdowane jak opony Michelin)? Pękłaby ze śmiechu?
Przyznaję bez bicia. Mam pretensję do wszechobecnego, kapiącego złotem baroku. Zerkając na unoszące się nad głowami rozpasane i swawolne, grające na trąbkach aniołki/amorki, ostatnią rzeczą, która przychodzi mi na myśl, jest bojaźń Boża.
Patrzę na ich spocone buźki, starannie wymodelowane loczki, wyłupiaste oczka („radziłbym troszkę poluzować warkoczyk”), słodziutkie usteczka i uda z cellulitem jak opony Michelin i zachodzę w głowę: skąd te wzorce? Zastanawialiście się kiedyś, jak zareagowałaby Maryja, gdyby do Nazaretu zapukał taki pulchny niebiański grubasek?
Biblijne opisy aniołów są porażające. Mają taką moc, że są w stanie zrównać z ziemią Sodomę i Gomorę. Żydzi wierzą, że te przeżarte grzechem miasta zniszczył Gabriel, ten sam, który nawiedził później Miriam w Nazarecie. Pstryknął palcami i dwa potężne miasta zmieniły się w kupę popiołów.
Prorok Daniel po rozmowie z archaniołem notował: „Wtedy mnie, Daniela, ogarnęła niemoc i chorowałem przez wiele dni” (Dn 8, 27). To jest moc! Gdy aniołowie pojawiają się w Biblii zawsze na początku lojalnie uprzedzają: „Nie bój się” (Nie bój się, Danielu; nie bójcie się, pasterze; nie bój się, Zachariaszu; nie bój się, Maryjo).
Patrząc na unoszące się nad naszymi ołtarzami pulchniutkie aniołki, nie dziwię się, że zaczynamy snuć przy dzieciach infantylne bajeczki… o bliżej nieokreślonej Bozi, która nie ma nic wspólnego z potężnym Panem Zastępów, przed którym aniołowie zasłaniają twarz, który uprzedził Mojżesza: „żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu” (Wj 33, 20), do którego „należy ziemia i wszystko, co ją napełnia” i który swym słowem podtrzymuje wszechświat.