O dzisiejszym patronie jego współbracia w zakonie mówili: Brat Subtelny. Subtelny czyli jaki? Taki, który potrafi sprostać wyzwaniom, które wymagają delikatności, dyskrecji i taktu.
Gdzie takie wyzwania mogły czekać na tego hiszpańskiego jezuitę z XIX wieku? Na uniwersytecie? W trakcie teologicznych dysput? Otóż w La Guardia, gdzie w kolegium św. Jakuba nasz patron objął funkcję infirmarza. Infirmarz opiekował się chorymi, pielęgnował ich podając przepisane przez medyka lekarstwa, a równocześnie troszczył o stan ducha. Te zadania z pewnością wymagały od niego delikatności, dyskrecji i taktu. A gdy jezuici otworzyli w tej miejscowości kolejne dwie szkoły, gdy ich uczniowie w sezonie zimowym zaczęli chorować, wtedy okazało się, że delikatności, dyskrecji i taktu bohaterowi naszej dzisiejszej historii nie brakuje nawet w stopniu heroicznym. Bo jak inaczej nazwać całonocne czuwanie przy chorym zakończone... powrotem bez narzekania czy wyrzutów do codziennych obowiązków. Jednak nie miejmy złudzeń – taka postawa pociąga za sobą konsekwencje. Tak więc i nasz infirmarz po dziesięciu latach takiej pracy podupadł na zdrowiu i przeniesiony został do Deusto, na przedmieściach Bilbao. Czy spoczął tam na laurach? Bynajmniej. Objął tam funkcję furtiana w prowadzonym przez jezuitów uniwersytecie. A furtian, tak jak infirmarz, to ktoś subtelny, kto potrafi obchodzić się z ludźmi pukającymi do furty jak z chorymi. A tych ludzi na uniwersyteckiej furcie jest bez liku: krewni pragnący rozmawiać z wychowankami; wierni zwracający się w różnych sprawach do duchownych; dostawcy przywożący towary, ubodzy proszący o jałmużnę; no i studenci z tysiącem życiowych problemów. Już to samo, że ludzie nigdy nie widzieli, by nasz zakonnik okazał komuś zniecierpliwienie, już to samo zasługiwało na chwałę ołtarzy. Ale nasz patron dodał jeszcze do tego dobre słowo, uśmiech, konkretne działanie, a przede wszystkim absolutne oddanie tym, którym służył. Tak, oddanie, bo chcąc jak najszybciej odpowiedzieć na każde wezwanie spod furty, zamieszkał w wybranej przez siebie ciemnej "klitce" tuż obok portierni. 41 lat przeżytych w ten sposób formowało niezliczone rzesze ludzi, którzy przewinęli się w tym czasie przez furtę uniwersytetu w Deusto. Pewien wizytator hiszpańskich jezuitów wspominał po latach, że będąc pod wielkim wrażeniem pogody ducha i cierpliwości tego niepozornego furtiana, zapytał go kiedyś o receptę na taką postawę. "Ojcze” - odparł nasz dzisiejszy patron - „staram się zrobić dobrze to, co mogę - resztę zostawiam Panu, który wszystko może.” Proste i wysublimowane zarazem, prawda? Jak na Brata Subtelnego przystało. Czy wiecie państwo jak się nazywał? To był brat Franciszek Gárate, który zmarł, tak jak żył – z delikatnością, taktem i dyskrecją służąc petentom. Było to w roku 1929, gdy ten niezwykle zwyczajny jezuita liczył już sobie 72 lata.