Nietrafiony prezent, za ciasne ubrania, niemodne meble po babci, niekompletny serwis do kawy, nadmiar śliwek z działki czy stary komputer nie muszą lądować w śmieciach. Ucieszą się z nich ci, którzy zamiast kupować wciąż nowe rzeczy wolą dać starszym drugie życie.
W Warszawie posty „śmieciarki” śledzi ponad 60 tys. osób. Grupa „Oddam/przyjmę” ma prawie 40 tys. członków. I w ich liczbie jest siła. Bo w takiej rzeszy obserwujących zawsze znajdzie się ktoś, kto potrzebuje manekina krawieckiego, chętnie odbierze sześć motków włóczki albo kilkanaście kafelków pozostałych po remoncie mieszkania, ucieszy się z albumów o sztuce, z czarnej sukni wieczorowej, która pani Małgosi z Zielonki już się nie przyda, lub przygarnie zaschniętą palmę, wystawioną przed śmietnikiem na Bielanach.
Wieloletni bywalcy już się dobrze znają. Jeśli gdzieś pojawi się dobra okazja, znajomi w różnych dzielnicach mogą sprawnie odebrać i przechować zdobycz. Wiadomo też, że kiedy pojawi się post z gramofonem, stara lampą lub telefonem, warto zaalarmować trzech kolekcjonerów, którzy właśnie na „śmieciarce” polują na ciekawe okazy.
W grupie znane są osoby, które zbierają zabawki i zanoszą je do Centrum Zdrowia Dziecka, ubrania - do ośrodków pomagających bezdomnym, a wystawione sprzęty dla psów i kotów - do domów tymczasowych i schronisk. Ofiarodawca może wystawić rzeczy i wybrać, komu je przekaże.
Podstawową zasadą „śmieciarki” w Warszawie i w ponad 100 innych miejscowościach w Polsce jest oddawanie rzeczy za darmo. Żadne sugestie wymiany, oczekiwanie „odwdzięczenia się” czy nawet tabliczki czekolady za darowaną rzecz nie wchodzą w rachubę. Wszystkich próbujących w opisie przemycić sprzedaż, reklamę produktów, administratorzy od razu usuwają z grona szperaczy.
Grupa walczy też z handlarzami polującymi na w miarę nowe sprzęty i ubrania, które później w innych miejscach wystawiają do sprzedaży. Żeby uniknąć przykrych sytuacji, administratorki weryfikują konta użytkowników i nie przyjmują osób wzbudzających wątpliwości.
- Nasza grupa nie powstała w celach zarobkowych, ale jest społecznością chcącą sobie wzajemnie pomagać. Tutaj wszystko dzieje się pro publico bono. Oczywiście można pozyskane przedmioty sprzedać, jeśli ofiarodawca się na to zgodzi. Często w postach jest informacja, że wystawione rzeczy nie są na sprzedaż. Właściciel sam wybiera osobę ze zgłoszeń. Nie obowiązuje zasada „kto pierwszy ten lepszy” - wyjaśnia A. Kasza.