W 1908 roku, w Wielki Czwartek, w życiu dzisiejszej patronki dokonała się fundamentalna przemiana. Tak pisała o tym po latach, na wyraźne życzenie przełożonych : "[wtedy] pierwszy raz usłyszałam tak wyraźnie (...), wewnętrzny, słodki i melodyjny [głos Jezusa], który napełnił mnie prawdziwym szczęściem”.
Zwracam państwa uwagę, na słowo melodyjny. Pojawia się tutaj nieprzypadkowo, bo owo mistyczne doświadczenie stało się przecież udziałem ledwie jedenastoletniej dziewczynki z Kanady, która wykazywała wielki talent do gry na fortepianie. Melodyjność, harmonia, piękno i dobroć tego głosu – to zrobiło na niej tak wielkie wrażenie, że już nigdy o nim nie zapomniała. Towarzyszył jej w kolejnych szkołach, do których uczęszczała, w podróżach, jakie przyszło jej odbywać z bogatymi rodzicami i koleżankami ze studiów. Nie opuszczał jej nawet na fortepianowych koncertach. Ten głos wyrażał wszystko, co było ukryte w jej duszy i pociągał. Jej pierwsze próby dania na to wezwanie jakiejś osobistej odpowiedzi były zupełnie zwyczajne – choć po studiach powróciła do Quebecu jako odnosząca sukcesy pianistka, pozostała niezwykle skromna. Włączyła się w życie parafialne, odwiedzała chorych i ubogich, pomagała w szyciu paramentów liturgicznych. W końcu jednak zdecydowała się na ostateczny krok i w wieku 24 lata poszła za owym głosem, który niezmiennie od 13 lat mówił jej to samo : Pójdź za mną. 11 sierpnia 1921 roku wstąpiła więc do nowicjatu w rodzinnym mieście, a dwa lata później złożyła profesję zakonną w Zgromadzeniu Sióstr Jezusa i Maryi. Jej wyjątkowa zażyłość z Bogiem nie uszła uwagi przełożonej, która poprosiła ją o dokładne opisanie działania Jego łaski w duszy tej dziewczyny. Młoda zakonnica wzbraniała się przed tym tak długo, dopóki sam Jezus, w jednej z jej wizji, nie powiedział : Będziesz czynić dobro swoimi zapiskami. Tak też powstała jej „Autobiografia” i tak, zakończyło się jej życie. Umarła 4 września 1929 r. w opinii świętości, na chorobę, której nabawiła się w pierwszych miesiącach pobytu w zakonie, a której nigdy do końca nie wyleczyła. Odchodząc z tego świata miał zaledwie 32 lata – kto taki? Bł. Dina Belanger, która w zakonie przybrała imię Marii od św. Cecylii Rzymianki, patronki wszystkich muzyków.