Lato mieliśmy w tym roku, jakiego chyba najstarsi górale nie pamiętają. Z jednej strony upały iście chorwacko zwrotnikowe, a z drugiej, sezon jak jeszcze nigdy dotąd, nie urlopowo ogórkowy.
Działo się tego lata, oj działo. Najpierw przedwyborcze tańce, kto, z kim w parze w koalicjach, potem z personalizacją list, kto, gdzie i pod jakim szyldem będzie kandydował. Spektakularne dymisje z najwyższych szczebli sejmowo ministerialnych. Świątecznie defilujące Wojsko Polskie po raz pierwszy poza Stolicą, Powstania Śląskie, jak jeszcze nigdy obecne w przestrzeni społeczno artystycznej, bo minęło 100 lat od wybuchu pierwszego, no i mocno przypomniany 01 września sprzed 80 lat, i jego wielo państwowo pokoleniowe konsekwencje kładące się cieniem do dziś.
A między tym mnóstwo słów mocnych i prawdziwych, pustych i patetycznych, powiedzianych wprost i zza węgła, mówiących prawdę i kłamstwo, naginających fakty i historię, zasłaniających siebie kłamstwem i ubliżających z nienawiścią w internecie i poza nim. I chcąc nie chcąc słuchając tych słów i tego języka coraz częściej odnoszę takie wrażenie, że wszyscy mamy wszystkim coś do powiedzenia, musimy się koniecznie wypowiedzieć, najczęściej krytycznie, nawet krytykancko i wybiórczo na każdy temat i o każdym. Skomentować, co kto powiedział, zrobił i jak się zachował. Oczywiście publicznie, bo internetowo najczęściej. To już prawie moda, a może nawet konieczna potrzeba, żeby zabrać głos, zaakcentować swoje zdanie, mieć coś do powiedzenia. I ta pokusa nie ominęła też duchownych.
Prawdę mówiąc nie wiem, czy rzeczywiście mamy wszyscy coś ważnego sobie nawzajem, za pośrednictwem mediów do powiedzenia, księża też, czy tak bardzo korci, łechce i świerzbi nas to chwilowe tylko publiczne zaistnienie? Boję się, że niestety chyba jednak to drugie.
I kiedy zastanawiałem się skąd się to wszystko bierze przypomniał mi się papież Senior Benedykt XVI i Jego list o przyczynach kryzysu wiary i Kościoła, a ja dopowiem, że też i między nami. To prawda, że został napisany po ujawnieniu szokujących informacji o nadużyciach duchownych w stosunku do nieletnich, ale przeczytawszy ten tekst pomyślałem, że warto słowa Benedykta zadedykować nam i sobie, i to właśnie teraz, dziś.
Pisze papież Senior tak: Istnieją wartości, których nigdy nie wolno porzucać dla większej wartości, a nawet stoją wyżej niż zachowanie życia cielesnego. (…) Wiara w Boga dotyczy czegoś więcej niż tylko zwykłego fizycznego przetrwania. Życie, które zostałoby kupione za cenę zaparcia się Boga, życie, które opierałoby się na ostatecznym kłamstwie, jest nie-życiem.
Myślę sobie, że wbrew pozorom gubimy, rezygnujemy, odkładamy na bok wartości fundamentalne dla zdawać by się mogło doraźnie większych wartości, dla zwykłego fizycznego przetrwania. Czyż to nie ono przede wszystkim się liczy? A to zdanie: życie, które opierałoby się na ostatecznym kłamstwie, jest nie-życiem. Nie wiem, czy nie jest to najważniejsze zdanie, które sobie właśnie dziś powinniśmy zadedykować? Bo czyż nie opieramy, nie budujemy wręcz naszego życia na kłamstwie, którego kłamstwem po prostu już nie nazywamy, nawet już urzędowo je sankcjonując?
Dalej przeczytamy, że świat pozbawiony Boga może jedynie być światem pozbawionym znaczenia. W takim razie nie ma żadnych standardów dobra czy zła. W takim razie tylko to, co jest silniejsze niż inni, może zaznaczyć swój autorytet. Władza jest zatem jedyną zasadą. Prawda się nie liczy, w rzeczywistości nie istnieje.
Tak dla jasności, samo mówienie o Bogu, czy nawet powoływanie się na Niego nie znaczy wcale, że jest obecny. A to, że tylko to, co jest silniejsze niż inni, a ja dopowiem słownie i językowo także, może zaznaczyć swój autorytet, nie rzadko czujemy już na własnej skórze. Niestety, to władza jest zatem jedyną zasadą pisze papież Senior i trudno nie przyznać Mu racji. I dobrze byłoby rozumieć ją szerzej niż tylko powyborczo sprawowanej, ale także, jako przykuwanie uwagi swoją polemicznością, czy kontrowersyjnością, żeby, choć przez chwilę być w centrum, i ponad. A wtedy prawda przestaje się liczyć i powoli przestaje istnieć.
Jeśli więc to władza jest zatem jedyną zasadą, to trudno się dziwić, że wszyscy bez wyjątku owładnięci jesteśmy politycznością, Kościół także, na co zwraca uwagę Benedykt XVI pisząc: Kościół dzisiaj jest powszechnie postrzegany, jako po prostu jakiś rodzaj aparatu politycznego. Mówi się o nim niemal wyłącznie w kategoriach politycznych.
Idąc tropem Benedykta, to co wydaje się być koniecznością, jak transfuzja ratująca życie, to przeciwstawianie się kłamstwom i półprawdom, które zachwaszczają każdą już przestrzeń. Tylko czy jest i czy będzie nas na to stać? Bo prawda ma swoją cenę, bywa, że wysoką.