Z czym kojarzy nam się San Francisco? Oczywiście z piosenką Scotta McKenzie z 1968 roku, tą o kwiatach we włosach, jak przystało na hymn hippisów. Dalej ze sławną gorączką złota w pobliskim Sacramento, z koleją żelazną, która wyrosła na tym złocie, z monumentalnym mostem Golden Gate, z więzieniem Alcatraz, z Chinatown? To wszystko prawda, a skojarzenia z San Francisco można by mnożyć i mnożyć. Ja jednak chciałbym dodać do nich jeszcze jedno
Z czym kojarzy nam się San Francisco? Oczywiście z piosenką Scotta McKenzie z 1968 roku, tą o kwiatach we włosach, jak przystało na hymn hippisów. Dalej ze sławną gorączką złota w pobliskim Sacramento, z koleją żelazną, która wyrosła na tym złocie, z monumentalnym mostem Golden Gate, z więzieniem Alcatraz, z Chinatown? To wszystko prawda, a skojarzenia z San Francisco można by mnożyć i mnożyć. Ja jednak chciałbym dodać do nich jeszcze jedno – być może ostatnie, choć chronologicznie pierwsze. Chodzi oczywiście o dzisiejszego patrona, bez którego nie byłoby tego miasta w obecnym jego kształcie. I nie, nie mam na myśli nieugiętego detektywa z San Francisco - Franka Bullita - z filmu pod tym samym tytułem. Tym bardziej nie chodzi mi też o „Brudnego” Harry’ego Callahana. Człowiek, o którym myślę, nie jest bowiem bohaterem fikcyjnym, tylko osobą z krwi i kości, która Amerykę Północną, a szczególnie Kalifornię, przemierzyła wzdłuż i wszerz na własnych nogach, kiedy jeszcze nikt nie słyszał ani o Fordzie Mustangu detektywa Bullita, ani o słynnych tramwajach z San Francisco. Była bowiem dopiero połowa XVIII wieku, gdy do Veracruz w Meksyku przybył pewien franciszkanin z Majorki. Tam się urodził, tam został zakonnikiem, tam otrzymał święcenia, tam zdobył doktorat z teologii. Nie tam jednak miało się dopełnić jego powołanie. W wieku 36 lat rozeznał, że powinien udać się na misje i tak w 1749 trafił do Nowej Hiszpanii. Przez następne 20 lat pracował wśród Indian, nauczał w ich narzeczu, budował kościoły i stacje misyjne. Kiedy w roku 1767 jezuitów wydalono z Kalifornii, prowadzone przez nich misje powierzono franciszkanom. Mianowany ich przełożonym, nasz dzisiejszy patron ruszył z czternastoma towarzyszami do Dolnej Kalifornii. I tak począwszy od roku 1769 na mapie późniejszych Stanów Zjednoczonych pojawiły się: San Diego, San Carlos de Monterrey (stolica Kalifornii), San Antonio, San Juan Capistrano, Santa Clara i ostatecznie San Francisco. Nie od rzeczy bywa więc nazywany apostołem Kalifornii. Kto taki? Święty Junipero Serra, franciszkanin, którego statua od roku 1931 przyozdabia Salę Kongresu w Waszyngtonie.